Ostatnie lata przyniosły nam wysyp kryminałów z różnych stron świata. W zalewie tego typu pozycji prosto z Islandii czy Skandynawii łatwo jest dojść do wniosku, że w literaturze kryminalnej zdarzyło się już tak właściwie wszystko i nic odkrywczego już nie powstanie. Mimo wszystko ostatnio kryminałów czyta się u mnie dość dużo. To idealna lektura, gdy spędzam dwanaście godzin w pracy i nie mam ochoty skupiać się na poważnych książkach albo gdy wracam z pracy późnym wieczorem i mam ochotę odreagować długi dzień.
Wiedząc, że w najbliższym czasie będę miała przyjemność przeczytania drugiego tomu przygód sierżant Igi Mirskiej, sięgnęłam po pierwszą część serii – „Tu się nie zabija”. Miejscem, do którego odnosi się tytuł powieści, jest Instytut Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Sęk w tym, że dochodzi tam do zabójstwa – i to nie byle jakiego, jego ofiarą bowiem zostaje sam szef Instytutu, profesor Zawistowski. Główną bohaterką jest sierżant Iga Mirska, którą poznajemy w momencie, gdy zostaje przeniesiona do Wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Jej partnerem zostaje komisarz Budryś – postać na tyle specyficzna, że chyba trudno byłoby mi ją opisać w kilku słowach. Mirska otrzymuje od nowych kolegów z pracy wdzięczny pseudonim „Muminek” i od razu zostaje zaangażowana w swoje pierwsze śledztwo, które dotyczy śmierci profesora Zawistowskiego.
Wydawać by się mogło, że wszystkie elementy tej książki były już wcześniej – policjantka jako główny bohater, specyficzny współpracownik, morderstwo z motywem archeologicznym, zabójstwo wykładowcy. A jednak jest w tej powieści coś, co przyciąga czytelnika. Początkowo wydawało mi się, że sierżant Mirska będzie mnie irytować, a jednak okazuje się, że jest bardzo ciekawą postacią, nietuzinkową, mającą własne zdanie – kolokwialnie rzecz ujmując fajna babka. Pomimo tego swoje serce oddałam komisarzowi Budrysiowi. To chyba najbardziej charakterystyczna postać powieści, zaraz obok policjanta używającego gwary warszawskiej. Nie będę ukrywać, że polubiłam się z całym jego zespołem, a szczególny zachwyt wzbudziła we mnie obecność patologa sądowego. Wiem, że z reguły w powieściach czy serialach kryminalnych lekarze tej specjalizacji są przejaskrawiani, ale od zawsze brakowało mi kryminału, w której jednym z bohaterów będzie patolog ze specyficznym poczuciem humoru.
Sama zagadka kryminalna jest bardzo ciekawa i wciągająca. Autorka świetnie opisuje mechanizmy polityczne, które rządzą uniwersyteckim światem. Dialogi są dobrze napisane, dzięki czemu „Tu się nie zabija” jest przyjemną lekturą. Bińkowska potrafi idealnie wyważyć proporcje między wątkiem kryminalnym a wątkami obyczajowymi, przez co powieść ani przez chwilę się nie dłuży. Tak naprawdę przez długi czas każdy z bohaterów może okazać się mordercą, więc jest to przyjemna odmiana od powieści, w których główny wątek opiera się na pogoni za psychopatycznym geniuszem zbrodni.
„Tu się nie zabija” to zaskakująco udany debiut, który uwielbiam również za to, że jego akcja dzieje się w Warszawie, a fabuła nie jest pełna fajerwerków, lecz opowiada o zwykłej pracy zwykłych ludzi i ich codziennych problemach. Czekam na kolejne książki Anny Bińkowskiej, bo zaczynam tęsknić za ciętym językiem Budrysia. Mam jedynie nadzieję, że autorka nie planuje w najbliższej przyszłości połączyć pani sierżant i pana komisarza w parę. 😉