„Siedem sióstr” Lucindy Riley to pierwsza z siedmiu książek z cyklu o tym samym tytule. Ich wspólnym mianownikiem jest Pa Salt – bogaty mężczyzna, który z wielu podróży przywoził do swojego domu w Genewie dziewczynki, które adoptował. Każdej z nich nadał imię jednej z gwiazd, należących do konstelacji Siedmiu Sióstr (czyli Plejad). Stąd też pochodzi imię, która nadały mu jego córki – Pa Salt to niedokładny akronim słowa Atlas – imię to nosił ojciec mitologicznych Siedmiu Sióstr. Pa Salt stał się ojcem dla sześciu dziewczynek, a o siódmej zwykł mówić, że jest ich zaginioną siostrą. Po śmierci zostawił każdej z nich materialną wskazówkę i współrzędne, które mają je doprowadzić do odkrycia prawdy o swoim pochodzeniu. Na cykl składać się będzie siedem książek, w każdej poznamy historię jednej z sióstr.
Na pierwszy ogień idzie Maja, najstarsza z nich, którą tropy wiodą do zrujnowanej willi w Rio de Janeiro. Z czasem Maja odkrywa, że jej przodkinią była Izabela Bonifacio, kobieta pełna pasji, która przez jakiś czas mieszkała w Europie i choć bardzo chciała być szczęśliwa, patriarchalny świat nie dał jej wyboru.
Powieść ma dwóch narratorów. Jednym z nich jest Maja, która opowiada historię poszukiwań własnej tożsamości. Drugi narrator, dla odmiany trzecioosobowy, opowiada nam historię jej prababki Izabeli. Wraz z nią poznajemy historię Statui Chrystusa Zbawiciela w Rio de Janeiro. Autorka sprytnie wplotła w fabułę historyczne postaci, które miały swój wkład w to niezwykłe przedsięwzięcie – na kartach powieści pojawia się Paul Landowski, który zaprojektował pomnik i Heitor da Silva Costa, brazylijski inżynier.
Początkowo trochę irytował mnie styl prowadzenia dialogów – wszystkie były eleganckie, wymuskane, wysublimowane i perfekcyjne do granic możliwości. Sztuczność aż biła po oczach. Po jakimś czasie przestałam jednak zwracać na nie uwagę. Zagadka, którą rozwiązywała Maja przesłoniła mi jednak wszystko inne i przeczytałam „Siedem sióstr” w kilka dni z zapartym tchem.
Zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu historia, która działa się w czasach, gdy statua Chrystusa dopiero powstawała. Część współczesna wydawała mi się przy tej historii nieco miałka i nudna. Sam początek powieści jest jednak intrygujący – o ile dobrze się orientuję, każda z powieści zaczynać się będzie w tym samym momencie, gdy kolejne siostry dowiedzą się o śmierci swego ojca. Jest coś niezwykle fascynującego w samym pomyśle na zagadki związane z pochodzeniem każdej z dziewcząt, ale (tak przynajmniej się domyślam) pod tą historią kryje się jeszcze jedno, tajemnicze dno. Czy Pa Salt naprawdę nie żyje? Coś mi mówi, że nie, ale prawdę poznamy zapewne w ostatniej, siódmej części, której bohaterką powinna być nieodnaleziona Merope. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że adoptowane córki Pa Salta zostały przez niego starannie wybrane, w przeciwnym razie wystarczyłoby przywieźć z którejś z podróży kolejną dziewczynkę i dać jej na imię Merope.
Podziwiam autorkę za fantastyczny pomysł na serię książek. Osadzając „Siedem sióstr” w kontekście mitologicznym ma szansę skonstruować dziewczęta tak, by nawiązywały do swoich boskich pierwowzorów. Stworzenie takiej powieści to ogrom ciężkiej pracy, zwłaszcza jeśli chodzi o wyszukiwanie i gromadzenie informacji, co pozwoliło nie tylko na wykorzystanie prawdziwych postaci jako literackich bohaterów, ale także na wplecenie w fabułę ciekawostek związanych z budową pomnika Chrystusa.
Podsumowując – jeśli szukacie obyczajowej powieści z magiczną, baśniową atmosferą w dobrze znanym z tego typu powieści schemacie, polecam Wam gorąco „Siedem sióstr”. Po taką literaturę kobiecą sięgam z przyjemnością. 😉