Carlos Ruiz Zafón, Fantastyka, Książki, Literatura hiszpańska, Literatura piękna

„Marino, zabrałaś ze sobą wszystkie odpowiedzi…”

marina

Pomimo lekkiego niedosytu, spowodowanego zwłaszcza trzecią częścią Cmentarza Zapomnianych Książek, kontynuuję swoją przygodę z powieściami Zafóna. Tym razem siegnęłam po jedną z jego pierwszych książek. „Marina”, bo o niej mowa, to powieść, którą sam autor darzy największym sentymentem spośród wszystkich, które napisał. Z założenia miała być książką uniwersalną, przeznaczoną zarówno dla młodszych, jak i starszych czytelników.

Głównym bohaterem powieści jest Oscar Drai, piętnastolatek, zauroczony architekturą Barcelony.Podczas jednego z potajemnych spacerów spotyka Marinę i szybko się z nią zaprzyjaźnia, łączy ich bowiem wspólny sekret – zaczynają śledzić zagadkową damę w czerni, która co miesiąc odwiedza bezimienny nagrobek na zapomnianym cmentarzu. Niestety, nie wiedzą, dokąd zaprowadzi ich poznana przez nich historia…

„Marina” to kwintesencja twórczości Zafóna. Znajdziemy tu wielką, nieszczęśliwą miłość, demony z przeszłości, które doprowadzą nas do odkrycia przerażającej prawdy i atmosferę tajemniczej grozy. Tym, co odróżnia tę powieść od późniejszych książek, jest jej zakończenie. Nie będę Wam go zdradzać, powiem tylko, że o ile w powieściach z cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek, smutna tajemnica, którą odkrywamy, jest po prostu splotem okoliczności, które składają się na dramat głównego bohatera, o tyle w „Marinie” główny wątek nawiązuje do klasyki horroru z początku XIX w.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Zafón zbyt mocno skupił się na swoich bohaterach, przez co fabuła była odrobinę niedopracowana. Być może inaczej odebrałabym tę powieść, gdybym przeczytała ją przed sięgnięciem po Cmentarz Zapomnianych Książek. Teraz już niestety jest mi trudno uniknąć porównań. Słynny cykl, a zwłaszcza dwie jego pierwsze części, były dla mnie prawdziwym zjawiskiem, odkryciem, jakiego już bardzo dawno nie dokonałam w literaturze (chyba od czasu lektury „Gry w klasy”). Do ostatnich stron nie domyślałam się, co tak właściwie spotkało bohaterów i jak potoczyły się ich losy. „Marina” trochę mnie pod tym względem zawiodła, bo zbyt wiele rozwiązań autor podsunął nam na tacy, a niektóre wskazówki były aż nazbyt oczywiste.

Pomimo tych kilku drobnych niedociągnięć wspaniale było powrócić do Barcelony, przechadzać się znów jej uliczkami w oczekiwaniu na zbliżającą się tajemnicę. Magia Zafóna znów mnie zaczarowała, a ja z pewnością poleciłabym tę powieść zarówno tym czytelnikom, którzy już Zafóna znają, jak i tym, dla których byłoby to pierwsze spotkanie z autorem.