Książki, Literatura faktu

„Mali bogowie”, czyli kilka słów o polskiej służbie zdrowia

mali bogowie

Od prawie trzech lat pracuję w prywatnej służbie zdrowia. Z Narodowym Funduszem Zdrowia stykam się rzadko i do tej pory nie do końca wiedziałam, na jakiej zasadzie publiczna służba zdrowia funkcjonuje. Tematyka medyczna jest mi jednak na tyle bliska, że postanowiłam zacząć sięgać po książki poświęcone temu, jak służba zdrowia funkcjonuje. Na pierwszy ogień poszli „Mali bogowie” Pawła Reszki”

mali bogowie

Pierwsza część opowiada „O znieczulicy polskich lekarzy”. Autor cytuje w niej rozmowy, które przeprowadził z lekarzami oraz opowiada o swojej pracy w szpitalu w charakterze sanitariusza. Jego osobiste wstawki są jednak dość rzadkie, a na pierwszy plan wysuwa się głos polskich lekarzy – studentów medycyny, rezydentów, lekarzy w trakcie specjalizacji, lekarzy specjalistów. Opowiadają oni o absurdach funkcjonowania polskiego systemu opieki zdrowotnej. O lekarzach POZ, którzy otrzymują pieniądze za każdego zarejestrowanego w ich przychodni pacjenta i w których interesie w związku z tym nie leży kierowanie chorych na badania, bo to generuje koszty. O drastycznie dużych kolejkach do niektórych specjalistów (np. endokrynologów) i o malutkiej liczbie miejsc na te oblegane przez pacjentów specjalizacje, która wynika z faktu, że starzy lekarze zna tym zarabiają, a zwiększenie miejsc na takich specjalizacjach oznaczałoby dla nich konieczność oderwania się od „koryta”. O tym, jak dużo trzeba pracować, by zarobić przyzwoite pieniądze za ratowanie ludzkiego życia i jak łatwo wpaść przez to w błędne koło pracoholizmu.

Podczas lektury trudno nie współczuć lekarzom – większość z nich idąc na studia, miała w głowie szlachetne idee o ratowaniu ludzkiego życia. Rzeczywistość jednak ograbiła część z nich z empatii i sprawiła, że leczenie ludzi stało się dla nich udręką, za co winę zdecydowanie ponosi organizacja systemu publicznej opieki zdrowotnej. Z drugiej strony zaś trudno jest mi lekarzom współczuć – moi koledzy po fachu wciąż walczą o to, by ustawa o zawodzie psychologa weszła w życie. Nie chcę tutaj porównywać obu profesji, ale z naszej perspektywy możemy wręcz lekarzom zazdrościć – oni za staż dostają chociaż jakieś pieniądze. My w szpitalach musimy stażować za darmo i cieszymy się, gdy szpital nie każe nam za taki staż zapłacić.

To, czego nie wiedziałam o polskiej służbie zdrowia, a czego dowiedziałam się z książki Reszki, to fakt, że wielu lekarzy jest zatrudnianych w szpitalach na tzw. kontrakcie gospodarczym zamiast na etacie. Umożliwia to maksymalne wykorzystanie takiego lekarza, którego w przypadku braku etatu nie obowiązują przepisy kodeksu pracy, a tym samym 7 h i 35 min pracy dziennie. Jednocześnie zaś zwalnia szpital z odpowiedzialności – w końcu taki lekarz nie jest ich pracownikiem, a umowa została podpisana bezpośrednio z jednoosobową firmą, sygnowaną nazwiskiem danego lekarza.

Nie jest to książka najwyższych lotów, ale czyta się ją szybko. Sytuacja polskiej służby zdrowia jest dla pacjentów frustrująca, a dzięki tej książce mogą poznać ją z zupełnie innej strony i zobaczyć, że dla lekarzy i innych pracowników medycznych jest ona równie frustrująca. Wydaje mi się jednak, że trudno jest wrzucić wszystkich lekarzy do jednego worka – są wszak tacy, którzy może i pracują dużo, ale nie czują się z tego powodu sfrustrowani. Znam wielu takich, którzy łączą pracę w publicznym szpitalu z kilkoma pracami w prywatnych poradniach, a mimo tego są w pełni zaangażowani w to, co robią i nadal mają w sobie mnóstwo empatii wobec pacjenta. Tymczasem podczas lektury można odnieść wrażenie, że wszyscy lekarze mają w nosie pacjentów, są przemęczeni, nie lubią swojej pracy i patrzą na ludzi spode łba.

mali bogowie

„Mali bogowie” część druga to opowieść o tym, jak w naszym kraju funkcjonuje medycyna ratunkowa. Autor rozmawia w niej z osobami pracującymi w karetkach oraz w szpitalnych oddziałach ratunkowych, a także sam podejmuje się takiej pracy. Znów dostajemy od Reszki ten sam obraz – zmęczonych, znudzonych życiem i pracą ludzi, którzy za nic mają pacjenta, bo wykończył ich chory system. I o ile nie trudno zgodzić się z twierdzeniem, że system potrzebuje naprawy, o tyle czytając po raz kolejny tę samą historię, która ma miejsce w nieco innym środowisku, trudno nie zadać sobie pytania – czy moja rodzina naprawdę miała tak duże szczęście, trafiając na wspaniałych lekarzy z powołania?

Odniosłam wrażenie, że autor nie miał na tę książkę pomysłu, więc stworzył „Małych bogów 1” po raz drugi, umieścił ich tylko w nieco innej scenerii. Myślę, że ten reportaż byłby dla mnie ciekawszy, gdyby nie powielał schematu z pierwszej części i nie skupiał się na tym, że wszyscy lekarze i osoby wykonujące zawody medyczne są zniechęcone i nie lubią pacjentów. Zamiast tego wolałabym, by więcej uwagi autor poświęcił temu, jak bardzo ludzie nadużywają telefonów alarmowych i jak często karetki zmuszone są jeździć do przypadków, które nie potrzebują ich pomocy. Być może w tym czasie ktoś z tego powodu traci życie.

O ile wydanie pierwszej części miało sens i wniosło coś do debaty o polskiej służbie zdrowia, o tyle druga część mogłaby się właściwie nie ukazać i nic by się nie stało. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że pierwsza część sprzedała się głównie dlatego, że poruszała kontrowersyjny temat w kontrowersyjny sposób – ukazując tylko i wyłącznie jedną stronę medalu, oczywiście tę negatywną, bo wiadomo, że taka sprzeda się najlepiej. Tym bardziej zatem łatwo jest mi dojść do wniosku, że druga część powstała jako kontynuacja tego trendu. Czy była to rozsądna decyzja? Ja czuję się tą pozycją zawiedziona, choć wiem, że podoba się wielu czytelnikom. Cóż, nie od dziś wiadomo, że lepiej czyta nam się o tym, co złe, niż o tym, co dobre.