Zacznę może od tego, że nie każdy musi pisać książki. Ba! Nie każdy nawet powinien. „Trzecia księga” Adama Ablera jest na to najlepszym dowodem. Jest to historia Paola i Abelie – pisarza, któremu nie układa się w małżeństwie i kobiety z podobnym problemem, która zostaje jego asystentką i pomaga mu w pisaniu kolejnej powieści, poświęconej losom przeoryszy Teresy.
Wydawca reklamuje tę książkę jako thriller, lecz jest to raczej powieść obyczajowa niezbyt wysokich lotów. Jedyny wątek, który mógły nadać tej książce kolorytu, a jednocześnie sprawić, by okładkowy opis był zgodny z zawartością, jest ograniczony do minimum. Niby dowiadujemy się, że Abelie ma jakąś księgę, którą kilku jej poprzednich kochanków próbowało ukraść, ale poza tym nie wiemy nic więcej na jej temat, a autor spuszcza na ten wątek zasłonę milczenia. Księga powraca dopiero pod koniec powieści, co jest dla czytelnika frustrujące – oczekuje on bowiem (zgodnie z informacją od wydawcy) tajemnic i sekretów, a otrzymuje szeroko rozbudowany wątek obyczajowy.
Skoro już mowa o wątku obyczajowym, sprowadza się on głównie do informacji o nieudanym życiu seksualnym Abelie, o jej spełnieniu seksualnym z pisarzem, jej poczuciu odtrącenia, gdy jej mężczyzna, stworzenie jednozadaniowe, zajęty jej pracą, podczas gdy ona chciałaby dać upust swoim żądzom. Ale nie myślcie sobie, że cała akcja powieści toczy się w łóżku. W przerwach między miłosnymi harcami Paolo i Abelie mają mnóstwo innych zajęć, większość czasu zajmują im jednak filozoficzne dysputy dotyczące ludzkiej egzystencji oraz uczestnictwo w terapii gongami. W ten sposób autor solidnie zalazł mi za skórę, bo jako szanujący się psycholog, opierający swoją wiedzę i metody na nauce (tak, psychologia to nauka), nie wierzę w terapię gongami, ustawienia rodzinne i inne tego typu metody. Ta kropla zdecydowanie przelała czarę goryczy.
Powieść czyta się trudno, po pierwsze dlatego, że przez większość czasu nic się w niej nie dzieje, po drugie zaś dlatego, że autor przeskakuje dość często z jednej perspektywy czasowej na drugą, co dodatkowo utrudnia zrozumienie, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Zdecydowanie najbardziej podobała mi się narracja poświęcona przeoryszy Teresie, z pozostałą częścią książki bardzo się męczyłam, a pod koniec przerzucałam po kilka kartek jednocześnie i uwierzcie mi, nie wpłynęło to w żaden sposób na zakończenie, które swoją drogą bardzo mnie rozczarowało.
Podsumowując – jeśli lubicie słabe jakościowo powieści obyczajowe z nutą zbędnego erotyzmu, „Trzecia księga” z pewnością Was zachwyci. W przeciwnym wypadku nie polecam, zwłaszcza jeśli oczekujecie trzymającego w napięciu thrillera, niesamowitych intryg i zagadek z przeszłości.