Książki, Powieść przygodowa

Czy powieść przygodową można zepsuć?

denar dla szczurołapa

„Denar dla Szczurołapa” to książkowy hit ostatnich tygodni. Zewsząd spływają na czytelników zachwyty, według których powieść ta przewyższa nawet najlepsze powieści Dana Browna. Umówmy się – nie jest to może wybitna proza, przy kolejnej powieści napisanej w tym samym schemacie można zacząć się nudzić, ale Brownowi jednego odmówić nie mogę – czas spędzany z jego książkami to wspaniała rozrywka. Czy podobnie było z polską wariacją na temat legendy o Szczurołapie z Hameln?

Głównym bohaterem powieści jest węgierski orientalista Gabor Horthy, który natrafia na prace XIX-wiecznego uczonego – profesora Augusta Erdmanna, teologa, zainteresowanego wspomnianą wyżej legendą. Horthy postanawia pójść tym tropem i rozwikłać zagadkę Szczurołapa, a jednocześnie dowiedzieć się, dlaczego jakiś dziwny głos przypomina mu wciąż o rzekomo zawartej przez niego umowie. Tak w telegraficznym skrócie przedstawia się kierunek, w którym dąży fabuła. Zajmijmy się teraz omówieniem zagadnień związanych z wadami, które uniemożliwiają mi określenie tej książki mianem „dobrej”.

Język. Z jednej strony podziwiam erudycję autora i to, jak kunsztownych i specjalistycznych słów użył w tej powieści. Sęk w tym, że dla przeciętnego czytelnika, większość tego typu wyrazów będzie kompletnie niezrozumiała i zamiast poświęcić czas na lekturę, będzie sprawdzał ich znaczenie w słowniku.

Opisy. Powieść jest zdecydowanie przegadana, a ilość opisów może doprowadzić do bólu głowy (czy mówiłam Wam już, że nie lubię „Nad Niemnem”?). Nagromadzenie rozległych opowieści o architekturze znacząco spowalnia fabułę i sprawia, że książka jest dla czytelnika nudna w odbiorze. W pewnym momencie złapałam się na tym, że zaczęłam się gubić w przedmiotach przytaczanych przez autora i w wersjach legendy, które były istotne dla fabuły.

Fabuła. Sam pomysł wykorzystania legendy o Szczurołapie z Hameln uważam za fantastyczny – gorzej niestety z wykonaniem. Akcja ciągnie się jak flaki z olejem i dopiero kilka ostatnich stron przynosi nagłe przyspieszenie. Cóż, z modelem konstrukcji akcji ma to niewiele wspólnego. Najbardziej irytowały mnie rozmowy głównego bohatera z profesorem, który pomagał mu w śledztwie. W pewnym momencie odbyło się kilka takich pod rząd, z których każda kończyła się stwierdzeniem „Tyle mogę ci dziś powiedzieć, spotkamy się za jakiś czas”. Czemu miał służyć ten zabieg? Do dziś nie wiem, ale biorąc pod uwagę tempo, w jakim toczyło się zdobywanie przez Horthy’ego informacji, na pewno nie służyło to, by przyspieszyć tempo i tak już spowolnionej akcji.

Bohaterowie. Było ich stanowczo za dużo, na kartach tej książki przewinęło się wielu takich, których rola była praktycznie nieistotna. Moja ulubiona bohaterka to studentka, która została zamordowana na samym początku powieści. W jakim celu autor zdecydował się opisać nam to wydarzenie? Czyżby miało znaczący wpływ na fabułę? Otóż nie.

Jedyne, co podobało mi się w tej powieści, to wątek paranormalny, który też rozwijał się powoli, ale w połowie książki zaczął sprawiać, że bałam się naprawdę solidnie, a po zakończeniu lektury miałam duży problem z zaśnięciem – ale być może po prostu jestem szczególnie wrażliwa na tego typu historie.

Podsumowując – „Denar dla Szczurołapa” okazał się dla mnie dużym rozczarowaniem, biorąc pod uwagę ilość zachwytów, które zebrał od wielu blogerów, również tych, z których zdaniem się liczę. Z pewnością nie poleciłabym tej powieści miłośnikom Dana Browna i książek przygodowo-historycznych.