Książki, Literatura faktu

Smaczna opowieść nie tylko o kebabie

kebabistan

Jak pewnie wielu czytelników, nie wiedziałam do końca, czego się po „Kebabistanie” spodziewać. Książka o kebabie? Ale o czym tu pisać? Przecież to proste – bułka, mięso, surówka sos, ewentualnie to wszystko na talerzu bez bułki, za to z frytkami. Żadna filozofia, choć i tak niektórym knajpom udaje się koncertowo tę jakże prostą potrawę zepsuć.

„Kebabistan” nie jest jednak w gruncie rzeczy reportażem o kebabie, choć tytuł mógłby na to poniekąd wskazywać. Kebab staje się tu punktem wyjścia do opowieści o historiach różnych ludzi – prezesów ogólnopolskich sieci gastronomicznych, studentów dorabiających w budce z kebabem czy imigrantów i uchodźców, którzy postanowili związać z Polską swoje dalsze losy.

Dowiemy się z tej książki trochę o tym, jak prowadzi się taki biznes, nie zabraknie też wycieczek do kilku knajp serwujących kebab, w tym do najbardziej – radzymińskiego Relaxu. Jest w nich taki swojski misz-masz, jak w każdej restauracji, gdzie serwowane są dania przerobione na polską modłę, czyli m.in. z dużą ilością mięsa. Można się z tej książki dowiedzieć także, dlaczego kebab jest z jednej strony najzdrowszym fast-foodem, a z drugiej nie do końca.

Jest to oczywiście reportaż o kuchennej i przedsiębiorczej rewolucji, w której jedną z głównych ról grał kebab. Ale przede wszystkim „Kebabistan” zapamiętałam jako poruszającą historię dwóch ludzi – Asifa pochodzącego z Afganistanu i Abbasa Azizi z Iranu. Ich losy mają jeden wspólny mianownik – są w naszym kraju wyrzuceni poza margines. Asifowi grozi powrót do ośrodka dla uchodźców, z kolei historia Abbasa wydaje się być jeszcze bardziej skomplikowana. Mężczyzna był kiedyś bezdomny i z tego względu angażuje się w pomoc lokalnej społeczności, między innymi serwując ciepłe posiłki osobom w kryzysie bezdomności. Dodać warto, że w większości Polakom. Społeczność lokalna wybrała go nawet Człowiekiem Roku w plebiscycie Kuriera Lubelskiego. Władze naszego kraju z jakichś przyczyn nie chcą jednak dostrzec, że Polska mogłaby w jego osobie zyskać wspaniałego obywatela.

Mamy tu też historie chłopaków z osiedli, wojowników ulicy, którzy na kebaba chętnie wstąpią, ale przy okazji powiedzą to i owo o obsługującym ich „ciapatym”, a gdy sobie trochę wypiją, mogą nawet w geście odwagi zdemolować lokal lub wybić szyby. Choć tak generalnie to dobre chłopaki, co ten alkohol robi z ludźmi… Zawsze fenomenem było dla mnie to, że prawdziwi patrioci w czasie marszu listopada posilali się chętnie w przydrożnym kebabie, by nabrać sił przed zaciętą walką z tęczą tudzież wozem transmisyjnym jednej z telewizji.

Jak widać „Kebabistan” to książka tak różnorodna, jak sam kebab. Trochę śmieszna, trochę straszna, trochę smutna, ale myślę, że dość trafnie diagnozująca naszą mentalność, kulturę i poczucie estetyki. To nie tylko opowieść o tym co i w jakiej formie lubimy jeść, ale też o tym, jakie mamy nastawienie do inności, ile buzuje w nas agresji i na ile rasizm jest wciąż żywy w naszym społeczeństwie. Kebab jako danie typu fast food nie służy temu, by zatrzymać się na chwilę, spróbować rozejrzeć się dookoła i poznać historie ludzi, którzy go dla nas przygotowali. Cieszę się więc, że taki reportaż powstał, bo dzięki niemu mam trochę inną perspektywę. Dodatkowo lekki styl sprawia, że czyta się „Kebabistan” bardzo szybko.

Za egzemplarz serdecznie książki dziękuję Autorowi i Wydawnictwu Krytyki Politycznej.