Książki, Science-fiction, Thriller

Połączenie sci-fi z thrillerem

cyberpunk

Rzadko zdarza mi się sięgać po powieści z gatunku science fiction, a jeśli już po nie sięgam, wolę raczej te poświęcone technologiom komputerowym czy medycznym, niż ekspansji kosmicznej. „Cyberpunk. Odrodzenie” spełnia wszystkie te kryteria, więc nie wahałam się ani chwili z sięgnięciem po tę powieść.

W biały dzień pewna kobieta z niewiadomych przyczyn morduje kilkanaście osób. Wszystko to dzieje się pod czujnym okiem kamer i przy zastosowaniu środków bezpieczeństwa. Okazuje się, że zabójczyni ma siostrę bliźniaczkę, która może doprowadzić policję do przestępczyni. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Shey Scott, który kiedyś był policjantem, ale musiał zrezygnować ze służby ze względu na śmiertelną i nieuleczalną chorobę. Tropy wkrótce zaprowadzą go do Zakazanego Miasta, w którym władzę dzierżą wielkie korporacje i gangi, a nielegalny handel różnymi towarami (w tym ludzkim mięsem) jest ma porządku dziennym.

Jeśli chodzi o powieści sci-fi, mam trudności ze zrozumieniem zasad rządzących światem przestawionym w sytuacji, gdy opisy są zbyt rozbudowane.W tym gatunku preferuję powieści, w których dominują dialogi. „Cyberpunk. Odrodzenie” to właśnie taka powieść. Dla niektórych brak rozbudowanych opisów stanowić będzie wadę, mi akurat znacząco ułatwił poruszanie się po świecie Zakazanego Miasta. Mam jednak poczucie, że odbyło się to kosztem konstrukcji bohaterów.

Historia od samego początku nie jest jednoznaczna, ale na pierwszych stronach nie mamy jeszcze wystarczającej ilości informacji, by wyciągnąć daleko idące wniosku na temat tego, o co w niej taka naprawdę chodzi. Wiedzę zdobywamy stopniowo, co ułatwia coraz większe angażowanie się w tę opowieść. Mamy tutaj wątki związane nie tylko z technologią komputerową, ale także z postępem medycyny. Akcja jest dosyć szybka, dużo się dzieje, a mnogość sensacyjnych wstawek sugeruje silną inspirację thrillerem. Całość, łącznie z zakończeniem, jest nieprzewidywalna. Trudno było mi się od tej powieści oderwać i przeczytałam ją właściwie w jeden dzień. Przy okazji było w niej też mnóstwo zabawnych momentów, zwłaszcza w wątku związanym ze sztuczną inteligencją.

Gdybym miała oceniać „Cyberpunk. Odrodzenie” jedynie przez pryzmat opisanych w poprzednich akapitach zalet, stwierdziłabym, że była to rewelacyjna lektura. Sęk w tym, że jeden szczegół spędza mi sen z powiek. Wynika on chyba z braku elementarnej (moim zdaniem) wiedzy osób, które na kolejnych etapach były zaangażowane w wydanie tej powieści (od pisania po ostateczną korektę). W pewnym momencie dowiadujemy się, że uczestnikom jednego z programów naukowych „wszczepiono” schizofrenię, co objawia się tym, że te osoby przejawiają posiadają kilka różnych osobowości. O co zatem chodzi?

Gdy u jednej osoby występują co najmniej dwie osobowości, takie zaburzenie nazywamy osobowością mnogą lub dysocjacyjnym zaburzeniem tożsamości. Jak wskazuje nazwa, zaburzenie to należy do grupy zaburzeń dysocjacyjnych, czyli takich, w których następuje utrata świadomej kontroli nad własną tożsamością, zdolnościami poznawczymi, przeżyciami czy ciałem. Schizofrenia z kolei jest zaliczana do psychoz, czyli do grupy zaburzeń, w których jednostka ma trudność z odróżnieniem tego, co rzeczywiste od tego, co nierzeczywiste (w telegraficznym skrócie). Nazwa schizofrenii może sugerować rozszczepienie (schizein – rozszczepić, phren – umysł), nie chodzi tu jednak o rozszczepienie jaźni, a o rozszczepienie myślenia i odczuwania, które skutkuje tym, że pacjent nieadekwatnie ocenia rzeczywistość, ma upośledzoną zdolność krytycznej i realistycznej oceny, myli fantazje z rzeczywistością i ma spłycony afekt (również w telegraficznym skrócie).

Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to nadal (niestety) częsta pomyłka, ale z dużym smutkiem odebrałam fakt, że taki błąd został powielony w powieści, którą przeczyta mnóstwo ludzi. Nigdy nie oczekuję od literatury rozrywkowej zbyt wiele, ale wiem, że popkultura ma duży wpływ na to, jak postrzegamy pewne kwestie. Jako przykład mogę podać seriale, z których wielu Polaków czerpie wiedzę na temat pracy prawników, sędziów czy policjantów (choć często nie ma to zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością).

Uważam zatem, że powielanie takiego błędu w powieści może przyczynić się do tego, że część czytelników uzna, że schizofrenia jest równoznaczna z rozdwojeniem jaźni, a na to nie mam w sobie zgody. Niewiedza prowadzi do stereotypów.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu MUZA S.A.