Książki, Sensacja

Ćwiek w sensacyjnej odsłonie

prosto w splot

Jakub Ćwiek udowodnił już w ostatnich latach, że świetnie radzi sobie nie tylko jako autor fantastyki, ale także pisząc kryminały czy thrillery. Z niecierpliwością czekałam na jego powieść sensacyjną, przede wszystkim dlatego, że byłam bardzo ciekawa, jak poradził sobie z tym gatunkiem, poza tym jeśli chodzi o literaturę typowo rozrywkową, sensacja jest u mnie zdecydowanie numerem jeden. Sprawdźmy zatem, jakie są moje wrażenia z lektury „Drelicha. Prosto w splot”.

Głównym bohaterem powieści jest tytułowy Drelich, utalentowany złodziej, który w wyniku zbiegu okoliczności zostaje wplątany w porachunki z gdańskim gangsterem. Marek Drelich prowadzi dwa równoległe życia. Jest opanowanym człowiekiem i mistrzem w złodziejskim fachu, ale jednocześnie stara się być dobrym ojcem dla dwójki swoich dzieci z poprzedniego małżeństwa. W wyniku wspomnianego zbiegu okoliczności te dwie linie, które do tej pory były równoległe, przecięły się w pewnym momencie, wystawiając na próbę wszystkie umiejętności Marka.

W wywiadzie z Ewą Cieślik Jakub Ćwiek wspominał, że chciał napisać książkę dla ludzi, którzy podobnie jak on, wychowali się na filmach sensacyjnych z lat 80. i 90. Choć urodziłam się na tyle późno, że świadomie pamiętam już nowe tysiąclecie, uwielbiam filmy i powieści sensacyjne z czasów, o których wspominał Kuba Ćwiek. W wywiadzie mówił też o tym, że ludzie, którzy tęsknią za tymi opowieściami są już jednocześnie dojrzali na tyle, by widzieć ich braki.

Dla mnie „Drelich. Prosto w splot” to kwintesencja tego, za czym tęsknię, myśląc o powieściach sensacyjnych sprzed czterdziestu lat – historia superbohatera, który umie poradzić sobie w każdej sytuacji, jest świetnie wyszkolony i nawet w najtrudniejszych sytuacjach nie daje się ponieść emocjom. Dla porównania przypomnę chociażby Jasona Bourne’a czy tytułowego Szakala z powieści Forsytha, moich ulubionych pod tym względem bohaterów literackich. Ale nowa powieść Ćwieka pod wieloma względami wymyka się sztampowym zasadom, które kilkadziesiąt lat temu rządziły powieściami sensacyjnymi.

Pisząc powyższe, mam na myśli przede wszystkim kreowanie postaci kobiecych i ich rolę w przebiegu fabuły. Nie twierdzę, że tak bywało zawsze, ale zazwyczaj kobiety w powieściach sensacyjnych były jedynie ładnym dodatkiem do mężczyzny. W przypadku nowej powieści Ćwieka jest nieco inaczej. Bohaterki (Iza i Marlena) nie aspirują co prawda do tego, by zastąpić typowego w sensacji superbohatera, ale budują swoją tożsamość, pokonując własne granice i nierzadko zaskakując same siebie. Okazuje się, że w powieści tego gatunku można umiejętnie oddać głos także kobietom.

Myślę, że „Drelich. Prosto w splot” nie jest tak dobrą powieścią jak „Topiel”, bo też siłą rzeczy, biorąc pod uwagę gatunek, Ćwiek nie mógł sobie pozwolić na silne rozbudowanie tła społecznego. Mamy tu jednak jeden niezwykle ciekawy temat, który od jakiegoś czasu jest w debacie publicznej na tapecie. Kuba opisał bowiem niezwykle ciepłe relacje rodziny, która z różnych względów się rozpadła – rodzice rozwiedli się, a dzieci na stałe mieszkają z matką. W takiej sytuacji jest właśnie Marek Drelich i jego sytuacja jest żywym dowodem na to, że historia każdego rozstania jest inna. Miałam okazję rozmawiać ze znajomymi, którzy mają dzieci i z tego powodu tkwią w związkach, w których są nieszczęśliwi, ale uznają, że trwanie w takim marazmie będzie lepsze dla ich dzieci. Ćwiek pokazuje, że może być inaczej. Marek utrzymuje normalne relacje ze swoją byłą żoną, która ma nowego partnera, często widuje się ze swoimi dziećmi i w odbiorze czytelnika ich relacje wydają się zwyczajne i dobre dla rozwoju dzieci.

Miło patrzy się na tak dynamiczny rozwój Kuby Ćwieka – każda z jego ostatnich powieści należy do innego gatunku i w każdym z tych gatunków Kuba radzi sobie co najmniej dobrze. W przypadku „Drelicha. Prosto w splot” czytelnik otrzymuje wartką akcję, emocje, ciekawie rozwinięte kobiece wątki i świetnie napisane sceny walk. Z niecierpliwością czekam na kolejną część przygód Marka Drelicha.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.