“Chciałbym, żeby dzisiaj coś się wydarzyło” to literacki debiut Tomasza Nalewajka – psychologa i psychoterapeuty w trakcie czteroletniego szkolenia w nurcie integracyjnym. To historia autobiograficzna, porusza więc dwa razy bardziej. Autor porusza w niej trudne tematy, związane z syndromem DDA, uzależnieniami, terapią i trudnymi relacjami.
Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem powieści jest Marek, który opowiada nam historię swoje dzieciństwa, dorastania i dwóch nieudanych związków. Jest to opowieść dość trudna w odbiorze, bo fragmentaryczna, utkana z przeróżnych zdarzeń, które pochodzą z różnych etapów życia Marka – nie otrzymujemy ich w porządku chronologicznym. Gdy wchodzi on w związek z Niną wiemy już, że matką jego dziecka będzie Sylwia, co sugeruje nam, że pierwsza relacja nie przetrwa próby czasu. Dość wcześnie dowiadujemy się też, że związek z Sylwią również nie będzie udany. Z tego powodu wspominam w tym tekście o różnych charakterystykach bohaterów – myślę, że nie będzie miało to wpływu na późniejszą lekturę powieści.
Zacznijmy jednak od początku – czym jest DDA? To syndrom dorosłych dzieci alkoholików. Nazwa ta sugeruje, że dziecko wychowywało się w rodzinie alkoholowej i wykształciło w sobie różne mechanizmy emocjonalne i behawioralne, które utrwaliły się u niego jako dorosłego. Szkopuł w tym, że są one dysfunkcyjne. Możliwych zachowań dysfunkcyjnych jest mnóstwo – u każdego DDA może wystąpić zupełnie inna kombinacja. Jeden będzie krytyczny wobec siebie, będzie uważał się za gorszego od innych, drugi tak bardzo będzie starał się udowodnić wszystkim dookoła, że jest wartościowy, że w konsekwencji stanie się pracoholikiem. Dorosłe dzieci alkoholików mają też problemy z tworzeniem relacji, wyrażaniem uczuć, mogą mieć tendencję do nadmiernego kontrolowania bliskich. Próbując uciec przez przeszłością, często wpadają w szpony nałogu. Bardzo często, by nie być tacy, jak ich pijący rodzice, sięgają po używki inne niż alkohol. Wystarczy wspomnieć genialny film Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, którego główny bohater (Adaś Miauczyński) jest alkoholikiem, a jego syn Sylwuś zostaje narkomanem.
Ten krótki wstęp pozwala nieco inaczej spojrzeć na postać Marka, który po studiach robi zawrotną karierę w biznesie, bardzo dużo bierze na swoje barki, jest uzależniony od marihuany (która jest dla niego łatwą metodą na pozbycie się napięcia), ma problemy z wyrażaniem uczuć, a przy tym źle znosi jakąkolwiek krytykę i jest perfekscjonistą. Z drugiej zaś strony mamy jego dwie partnerki, a każda z nich zmaga się z własnymi demonami. Łączy ich jedno – przyczyną ich niedostosowania jest ojciec.
Nina, pierwsza dziewczyna Marka, ma despotycznego ojca, który lubi wypić. Jest przy tym rozpieszczoną jedynaczką, która myśli, że wszystko jej się należy i ma pretensje, gdy tego nie dostaje. Ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i chciałaby wiele osiągnąć małym kosztem. Marka traktuje jak kozła ofiarnego i wyładowuje na nim swoje frustracje. Marek zajmuje się reklamą i zarabia więcej od Niny, która pracuje w fundacji. Dziewczynie wydaje się, że powinna po raz kolejny zawalczyć o podwyżkę, a gdy Marek mówi jej, że na początku swojej drogi zarabiał tyle, co ona, jego partnerka stwierdza, że miał proste zadania, więc nic w tym dziwnego. Dziwne za to jest to, że ona, mądrzejsza od szefa i wszystkich współpracowników razem wziętych zarabia tyle, co on wtedy. Jest zamknięta w sobie, niechętna do zmian, zdarza jej się konfabulować na temat tego, co Marek powiedział w przeszłości. Deprecjonuje jego osiągnięcia stwierdzając, że „miał szczęście” lub „udało mu się” i nie zauważa, że ciężko pracował na to, co osiągnął.
Z drugiej strony mamy Sylwię, która od razu zafascynowała Marka – głównie dlatego, że wydała mu się całkowitym przeciwieństwem Niny. Ona również ma złe wspomnienia związane z ojcem, który stosował wobec niej przemoc fizyczną. Zakończyła własną terapię (choć można odnieść wrażenie, że powinna wrócić do gabinetu psychoterapeuty) i ma tendencję do częstego mówienia o swoich uczuciach, nie za bardzo chce jednak słuchać o cudzych. Jej reakcje są bardzo emocjonalne. Wszystko kręci się wokół niej, a ona sprawuje władzę absolutną. Lubi mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą.
Wspominam o tych charakterystykach nie bez przyczyny – w tej historii bowiem akcja schodzi na dalszy plan (ciężko zresztą o niej mówić, biorąc pod uwagę fragmentaryczność), najważniejsze są relacje. A trudno o stworzenie zdrowej relacji w momencie, gdy trudne doświadczenia z naszego dzieciństwa nie zostały przepracowane i zaopiekowane. Jest to też opowieść o nałogu, choć narrator nie zauważa, że jego również dotyczy ten problem. Zgadzam się z tym, co o tej książce napisał Grzegorz Uzdański – nienazwany nałóg Marka zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Tym, co utkwiło mi w pamięci, gdy oglądałam „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, była pokoleniowość nałogu. W powieści Nalewajka nie jest to może bardzo mocny akcent, ale utkwiła mi w pamięci scena, w której Jasiek, młodszy brat Marka, prosi go o pomoc, bo ich ojciec znów jest pijany. Marek rozmawia z ojcem i wypomina mu, że nie rozumie jego zachowania, bo dziadkowie Marka też byli alkoholikami i bili jego ojca. Naszemu bohaterowi trudno było zrozumieć zachowanie ojca, ale w kontekście tego, co napisałam w drugim akapicie, poświęconym DDA, okazuje się, że nie jest to odosobniony przypadek.
„Chciałbym, żeby dzisiaj coś się wydarzyło” to mocna, wgniatająca w fotel i poruszająca historii destrukcyjnych relacji i nałogów. Jej największą zaletą jest to, że została napisana przez psychologa i psychoterapeutę w trakcie szkolenia, a więc przez osobę, która o zachowaniach i motywach ludzi wie trochę więcej niż przeciętny człowiek – dzięki temu łatwiej jest nam przyjrzeć się tym wszystkim relacjom głównego bohatera. Biorąc pod uwagę fakt, że w jakiejś części (choć nie wiemy, w jak dużej), jest to historia autobiograficzna, tym bardziej podziwiam autora za gotowość do swego rodzaju obnażenia się przed czytelnikiem, podzielenia się swoimi doświadczeniami i opowiedzenia o swoich demonach. Zdecydowanie warto po tę powieść sięgnąć.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Cyranka.