Gdy myślę o „amerykańskim śnie”, wyobrażam sobie ogromne wille z prywatnymi plażami i mieszkających w tych willach ludzi, którzy większość swojego życia spędzają na martwieniu się o to, by nikt obcy nie zakłócił im spokoju. Te domy to swego rodzaju więzienia, które jedynie z zewnątrz wydają się perfekcyjnie piękne. Gdy spróbuje się wejść do środka okazuje się, że tak naprawdę jest to środek swoistego piekiełka.
O takim osiedlu, zamieszkanym przez bogatych snobów, pisze Karolina Waclawiak w powieści „Najeźdźcy”. Akcja książki rozgrywa się w Little Neck Cove, w nadmorskim osiedlu, do którego nie pasuje dwójka narratorów – Cheryl i Teddy. Cheryl jest drugą żoną Jeffreya, pracującego w firmie farmaceutycznej, a „koleżanki”, które są jej sąsiadkami, nie zapomną jej nigdy tego, że przed wkroczeniem na ich osiedle pracowała w sklepie odzieżowym. Teddy jest jej pasierbem – to niepokorny, uzależniony od leków i narkotyków chłopak, który wraca do domu po tym, jak został wyrzucony z uczelni. Zarówno Cheryl, jak i Teddy, nie potrafią odnaleźć się w otaczającej ich rzeczywistości. I przyznam szczerze, że trudno im się dziwić.
Osiedlem rządzi grupa znudzonych życiem, notorycznie zdradzanych i tęskniących za odchodzącą w dal młodością żon, które gotowe są zrobić wszystko, by chronić swoją enklawę przed „najeźdźcami” – do tej ostatniej grupy zaliczają się wędkarze, spacerowicze z psami i rodziny z dziećmi i wszyscy, którzy chcieliby nacieszyć oczy widokiem oceanu i spędzić czas na plaży.
Karolina Waclawiak w tej mocnej i mrocznej powieści obyczajowej wnikliwie przygląda się swoim bohaterom i obnaża ich najgorsze wady – pychę, mściwość i zazdrość. W tym świecie kobiety szukają tylko pretekstu, by wpić szpilę innej kobiecie, poniżyć ją i upokorzyć. Mężczyźni traktują kobiety jako ładny dodatek do siebie i gdy ich czas minie, chętnie wymieniają je na „lepszy”, młodszy model. Rozwiązłość seksualna jest tu czymś normalnym i akceptowanym.
Można odnieść wrażenie, że autorka zabiera nas w głąb bańki mydlanej, która w pewnym momencie pęka z głośnym hukiem. W trakcie lektury towarzyszyło mi pytanie , kim tak naprawdę są tytułowi „najeźdźcy” – czy są nimi ci, którzy nie pasują do wyższych sfer społeczeństwa, czy też są nimi bogacze, którym wydaje się, że mogą kupić wszystko, nawet niebo i chmury nad swoimi głowami.
W tej powieści przyglądamy się społeczności, którą do tej pory obserwowaliśmy jedynie z daleka. Z zewnątrz jest ona pięknie wypolerowanym owocem z błyszczącą skórką, który po przekrojeniu okazuje się być zgniły i robaczywy. To też swego rodzaju satyra na zakłamane, obłudne, nietolerancyjne, zamknięte i w gruncie rzeczy pełne jadu i nienawiści elitarne społeczeństwo (a może nie tylko na nie?), w którym wszyscy pozują na chodzące ideały, a problemy zamiatają pod dywan, bo boją się, ze nadejdzie dzień, w którym sami zostaną wykluczeni.
„Najeźdźcy” to smutna i niepokojąca opowieść o rozpadzie więzi, powierzchowności relacji i trudnościach adaptacyjnych. Nie ma tu niespodziewanych zwrotów akcji, ale napięcie rośnie z każdą kolejną stroną. To historia, która skłania do przemyśleń, bardzo wnikliwa i trudna do wyrzucenia z pamięci. Zdecydowanie warta przeczytania.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Relacja.