Jedyna biblioteka, z której w dorosłym życiu lubiłam korzystać, to biblioteka uniwersytecka. Kiedy rozpoczęłam studia podyplomowe i dowiedziałam się, że mogę założyć kartę, która uprawni mnie do wypożyczania książek (zapisać może się każdy, ale osoby spoza uniwersytetu mogą korzystać tylko z czytelni), pobiegłam do biblioteki, by następnie rzucić się w wir spacerów pomiędzy półkami. Uwielbiam to, że większość książek mogę wziąć sama z półki, dotknąć ich, przeczytać ich opis. Byłam nastawiona na wypożyczenie co najmniej dwóch książek. Jedną z nich znalazłam, ale pozostałych albo nie było, albo były tak zniszczone, że nie miałabym ochoty ich czytać, albo trzeba było je zamówić z magazynu, a ja nie miałam czasu czekać. Stwierdziłam, że wezmę to, co mi wpadnie w ręce.