Rzadko sięgam po tego typu historie, ale tym razem poczułam potrzebę, by trochę oderwać się od rzeczywistości. Oczekiwałam lekkiej lektury – tylko tyle. Z doświadczenia wiem, że wymaganie czegoś więcej od powieści obyczajowych nie ma sensu, bo wówczas ogromnie się rozczarowuję.
„Sztuka sięgania gwiazd” to opowieść o Sole – dziewczynie, która boi się wszystkiego. Z tego powodu nie poszła na studia, nie leciała samolotem i nigdy nie była w związku. Lista rzeczy, których boi się główna bohaterka jest naprawdę długa – jej stworzeniem Sole zajmuje się po śmierci swojej przyjaciółki, która była jej przeciwieństwem. Stella, bo o niej mowa, była wolnym duchem i nie bała się żyć pełnią życia. Tego samego chciała dla swojej przyjaciółki, więc kupiła jej w prezencie voucher na skok ze spadochronem. Sole dostaje ten prezent już po jej śmierci i postanawia stworzyć listę stu rzeczy, których najbardziej się boi – a potem je wszystkie zrobić.
Zacznę może od tego, że jest to lekka i pełna optymizmu opowieść, a takiej właśnie w tym momencie potrzebowałam. Zależało mi głównie na tym, żeby Sole nie była chodzącym ideałem – bo taki błąd dość często popełniają autorzy powieści obyczajowych, co sprawia, że bohaterowie nie są autentyczni. Tu główna bohaterka nie jest pozbawiona wad i czasem jest jej trudno zrealizować niektóre punty z listy. Część tych punktów to całkiem prozaiczne sprawy (jak rozmowa z matką czy wyjazd do Paryża), nie jest to więc historia o dziewczynie, która nagle została fanką sportów ekstremalnych, bo tego się trochę obawiałam. To raczej opowieść o tym, że warto mieć marzenia – ale samo ich posiadanie nie sprawi, że się spełnią. Czasem trzeba im w tym pomóc.
„Sztuka sięgania gwiazd” nie jest jednak powieścią pozbawioną wad. Najbardziej przeszkadzał mi w niej poziom mentalny głównej bohaterki. Sole jest tylko odrobinę młodsza ode mnie, a czasem zachowuje się i myśli w taki sposób, jakby wciąż była nastolatką. Przykładowo po swojej inicjacji seksualnej, opisuje całe zdarzenie jako „najbardziej superfantastyczną noc swojego życia”. Być może gimnazjalistka użyłaby właśnie takich słów, ale dorosła kobieta niekoniecznie. Albo inaczej – może istnieją takie kobiety, które pozostają niepoprawnymi romantyczkami przez całe życie, ale ja na pewno nie jestem jedną z nich. I chyba dlatego tak trudno było mi utożsamić się z Sole.
Tak jak wspominałam, była to całkiem przyjemna lektura, dzięki której oderwałam się na moment od otaczającej nas rzeczywistości i przypomniałam sobie te rzeczy, które będę mogła zrobić, gdy sytuacja już się unormuje. Nie jest to zła książka, ale nie jest też wybitna – ot przeciętna historia, jakich w gatunku powieści obyczajowych możemy odnaleźć wiele.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.