Książki, Literatura grozy

Horror inny niż wszystkie

chara na krańcu świata

„Chata na krańcu świata” to jedna z trzech kwietniowych premier od Wydawnictwa Vesper – od tej lektury rozpoczęłam mój skromny maraton z literaturą grozy w tym miesiącu. Jest to powieść specyficzna, która z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu.

Początek jest dość intrygujący. Siedmioletnia Wen, wraz ze swoimi tatusiami, spędza wakacje w odludnej chacie. Podczas zabawy spotyka nieznajomego mężczyznę, który przedstawia się jako Leonard. Po krótkiej pogawędce beztroska zabawa dziewczynki zostaje przerwana – do chaty zbliża się jeszcze trójka ludzi, a każdy z nich trzyma w dłoniach dziwne i groźnie wyglądające przedmioty. Leonard informuje Wen, że przybyli dlatego, że jej rodzice będą musieli podjąć trudne decyzje, od których zależeć będzie los ludzkości. Dziewczynka ucieka do domu, by ostrzec swoich tatusiów.

Z treści książki dowiadujemy się, o jakie decyzje chodzi, ale nie wchodzimy w posiadanie wiedzy na temat tego, dlaczego akurat ci ludzie przybyli do chaty i dlaczego to akurat rodzina Wen ma podejmować wspomniane już przeze mnie trudne decyzje. Dużo jest w tej książce niedomówień i niewiadomych, co zostawia ogromne pole dla wyobraźni czytelnika. Z jednej strony był to całkiem ciekawy zabieg, z drugiej zaś czułam lekki niedosyt, bo potrzebowałam wyjaśnienia, chociażby tego, dlaczego tak właściwie czwórka przybyłych czuła się zmuszona do tego, by wziąć udział w tym specyficznym przedsięwzięciu.

Mój mózg lubi pracować na konkretach i ciągach przyczynowo-skutkowych, a „Chata na krańcu świata” jest pełna zdarzeń, których genezy nie znamy i które są owiane nutą tajemnicy. Jest to momentami frustrujące, ale przy okazji skłania do refleksji. Dla mnie jednak tego miejsca na refleksję własną było zdecydowanie zbyt dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o zakończenie, które pozostało otwarte – nie jestem fanką tego typu rozwiązań.

Początkowe wydarzenia związane z przybyciem Leonarda są bardzo intrygujące, ale później akcja zwalnia i przyspiesza dopiero w końcówce. Całość opiera się na napięciu rosnącym pomiędzy szóstką dorosłych ludzi, którzy zamknęli się w chacie na odludziu i rozmawiają o rzeczach dość abstrakcyjnych – takich jak apokalipsa. I to jest chyba w tej powieści najciekawsze – możliwość obserwowania, jak to napięcie narasta, jak wraz z jego wzrostem rośnie też poziom agresji, która pozwala je rozładować. Możemy przyrównać sytuację, w jakiej znalazła się Wen i jej rodzice do sytuacji zakładników w czasie napadu. W tym kontekście ciekawe było to, jak zmieniały się emocje bohaterów i jak czwórka nieznajomych próbowała nimi manipulować.

„Chata na krańcu świata” to powieść specyficzna, więc też trudno mi ją jednoznacznie ocenić. Zabrakło mi w niej trochę przejrzystości – część zdarzeń była dla mnie niejasna. Zdaję sobie sprawę z tego, że taki właśnie miał być klimat tej książki, ale to chyba nie do końca trafiło w mój gust. Niemniej polecam przekonać się na własnej skórze, jaka ta lektura, bo to niezwykle ciekawe doświadczenie i z pewnością jedna z tych książek, które albo zachwycają, albo są znienawidzone.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.