Bestsellery mają to do siebie, że wszyscy dookoła się nimi zachwycają, poza mną. Co jakiś czas sięgam po jedną z popularnych powieści i sromotnie się zawodzę. Do tej pory prym w tej materii wiedli Kim Holden i Remigiusz Mróz, ale moje ostatnie doświadczenia pokazały, że B.A. Paris będzie dla tej dwójki dużą konkurencją w konkursie na najgorszą książkę, jaką przeczytałam w tym roku.
„Za zamkniętymi drzwiami” czyta się szybko. Pomysł na fabułę wydawał mi się ciekawy – Jack i Grace są małżeństwem idealnym, ale jedynie z pozoru. W gruncie rzeczy Grace jest więźniem w swoim domu. Nie ma telefonu komórkowego, zawsze znajduje pretekst, by nie spotkać się z koleżankami, a jeśli już wychodzi, to tylko w towarzystwie męża. Wszyscy zazdroszczą tej dwójce ogromnej miłości i szczęścia, jakie ich spotkało, lecz nikt nie wie, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich domu. Grace jest więźniem swojego męża – psychopaty, dla którego strach ofiary jest jak narkotyk.
Jak już pisałam, przeczytałam tę powieść dość szybko, pomimo tego, że była niezwykle płytka, o czym wspomnę w dalszej części tego tekstu. Pierwszy zgrzyt nastąpił w momencie, gdy dowiedziałam się, dlaczego Jack zdecydował się wziąć ślub z Grace i przetrzymywał ją w zamkniętym pokoju. Okazało się, że była ona jedynie półśrodkiem do osiągnięcia celu, który dałoby się równie dobrze osiągnąć bez całej szopki związanej z uwięzieniem kobiety. Wtedy też „Za zamkniętymi drzwiami” nie mogłoby powstać, bo nie byłoby sensu w opisywaniu wydumanej historii mężczyzny, który poświęca kilka lat po to, by dostać to, czego pragnie – i co mógłby zdobyć na milion innych sposobów.
Osobiście bardzo ucieszyłabym się, gdyby ta książka nie powstała, bo wraz z nią nie powstałby nudne i nijakie wywody myślowe głównej bohaterki, której naiwność sprawiała, że miałam ochotę wyrzucić tę książkę przez okno. Nie uczyniłam tego jedynie dlatego, że czytałam ją w wersji elektronicznej i szkoda mi było tabletu.
W tej powieści absurd goni absurd. Jack jest na tyle inteligentny, że przewidział wszystkie próby ucieczki Grace. Po jego stronie stoją wszyscy mieszkańcy miasteczka, w którym żyje nasza „zakochana” para, a także cała Tajlandia, w której świeżo poślubieni małżonkowie spędzają miesiąc miodowy. Grace, idąc ulicą, nie mogłaby wezwać pomocy, bo Jack zaaranżował wszystko tak, by jego plan nie spalił na panewce, więc zapewne cała Tajlandia, Wielka Brytania i jeszcze kilka innych krajów (tak na wszelki wypadek) dostało oficjalną informację dyplomatyczną na temat choroby psychicznej głównej bohaterki. Według mnie Grace miała mnóstwo okazji do ucieczki, a zmarnowała je tak, jakby nie zależało jej na tym, by wyrwać się z rąk Jacka. Szczerze? Nie znosiłam Grace bardziej niż jej męża psychopaty. Tak naiwnej, głupiej i mdłej kobiety nie spotkałam już dawno na kartach żadnej książki. Miałam wrażenie, że z pokorą zgodziłaby się, by Jack zamknął ją w piwnicy po kres jej dni i jeszcze mu za to podziękowała.
Gdybym miała w kilku określeniach podsumować tę książkę, stwierdziłabym, że składają się na nią: nudni bohaterowie, przewidywalna akcja, duża ilość schematów i bardzo spłycone portrety psychologiczne bohaterów. Brakowało mi zwłaszcza pogłębionej charakterystyki Jacka, który był postacią zdecydowanie ciekawszą niż Grace, wobec której nie umiałam się zdobyć nawet na odrobinę współczucia. Dowiadujemy się, skąd wzięły się patologiczne skłonności głównego bohatera, ale jest to jedynie krótki opis jednej sytuacji z jego dzieciństwa i w tym względzie pozostał mi jedynie ogromny niedosyt.
Sam pomysł na powieść był naprawdę świetny. Szkoda, że został w tak brawurowy sposób zmarnowany. Historia opisana w „Za zamkniętymi drzwiami” jest zbyt nieprawdopodobna i według mnie bardzo niedopracowana. Autorka momentami sama sobie przeczy, na przykład kreując Jacka jako osobę, która jest w stanie przewidzieć wszystko, a która daje się podejść w niezwykle naiwny sposób.
Podsumowując – B.A. Paris potraktowała ciekawy i ważny temat zupełnie nieprofesjonalnie. Dla mnie było to nie do przyjęcia. Nie polecam Wam lektury tej powieści chyba, że lubicie katować się płytkimi książkami, w których widać jedynie rękę grafomana i ogromny talent specjalistów do spraw marketingu.