Po raz kolejny zacznę tekst od stwierdzenia, że Wojciech Chmielarz jest świetnym obserwatorem rzeczywistości i dlatego właśnie bardzo lubię jego prozę. „Wyrwa” i poruszana w niej tematyka to kolejny dowód potwierdzający prawdziwość tej tezy.
Głównym bohaterem „Wyrwy” wydaje się być Maciek, jednak w gruncie rzeczy to jego żona Janina jest pierwszoplanową postacią. Sęk w tym, że Janina nie żyje – zmarła w wypadku samochodowym pod Mrągowem. Historia jakich na polskich drogach zdarza się każdego dnia wiele, biorąc pod uwagę mentalność naszych rodzimych kierowców. Nasz punkt widzenia zmienia nieco fakt, że kobieta miała być w tym czasie w delegacji pod Krakowem. Maciek zmaga się w tej sytuacji z wieloma problemami – począwszy od przekazania córkom, że właśnie straciły mamę, poprzez trudności wychowawcze w związku z zaistniałą sytuacją, a skończywszy na poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego Janina go okłamała. Po pojawieniu się na pogrzebie kobiety tajemniczego mężczyzny, Maciek postanawia pojechać na Mazury, gdzie przekona się, że tak naprawdę nie znał kobiety, z którą spędził dwanaście lat.
Dlaczego napisałam, że to Janina jest główną bohaterką „Wyrwy”? Bo tak naprawdę wszystko w tej powieści kręci się wokół niej. To ona jest postacią, którą odkrywamy z każdą kolejną stroną, wraz z postępem prowadzonego przez Maćka śledztwa, choć nigdy nie poznamy jej osobiście. W tej historii chodzi właśnie o odkrywanie kolejnych masek i ról Janiny, którą poznajemy tylko i wyłącznie z relacji innych osób. Jest to o tyle ciekawy zabieg, że momentami możemy odnieść wrażenie, jakbyśmy czytali historie kilku zupełnie różnych kobiet.
„Wyrwa” to powieść niejednoznaczna, w której sięgając coraz głębiej i głębiej w historię Janiny, odkrywamy coraz to nowsze motywy i związki przyczynowo-skutkowe. To jednak nie tylko opowieść o tym, jak wiele różnych twarzy może mieć jeden człowiek. Dla mnie to przede wszystkim opowieść o emocjach, które biorą nad nami górę i prowadzą nas do czynów, których możemy potem żałować. Jest to także historia poczucia winy, które jest tak silne, że zmusza Maćka do poszukiwania osoby odpowiedzialnej za śmierć Janiny – chyba podświadomie uważa, że gdy znajdzie tę osobę, pozbędzie się poczucia winy. W tym kontekście rodzi się pytanie, czy decyzje dotyczące samosądu, które podejmujemy pod wpływem szoku i negatywnych emocji, nie będą tymi, których będziemy najbardziej żałować?
W prozie Chmielarza bardzo lubię też to, że nigdy nie jest ona jednowymiarowa. Tu nie ma krystalicznie dobrych i na wskroś złych bohaterów. Każdy znajduje się w innym miejscu kontinuum między tymi dwiema skrajnościami, ale co najważniejsze każdy w mniejszym lub większym stopniu jest winien śmierci Janiny. Jej wypadek nie jest wynikiem jednego zdarzenia, a raczej sumą wielu zdarzeń, co też pokazuje, jak ludzka psychika stopniowo ugina się pod ciężarem przytłaczających ją coraz bardziej okoliczności.
Dla mnie najistotniejszy był w tej powieści samosąd, którego w pewnym momencie dokonują bohaterowie. Dla nich to sposób na rozładowanie frustracji, dający ujście emocjom związanym ze śmiercią Janiny, a jednocześnie sposób na wyciszenie czającego się w głowie poczucia winy. Dlaczego to dla mnie najważniejsze? Chyba dlatego, że to poczucie winy wróciło ze zdwojoną siłą na ostatnich stronach, tym razem z innego powodu. I gdzieś pomiędzy wierszami możemy spróbować zastanowić się, na ile byliśmy skłonni usprawiedliwić akt samosądu w momencie, gdy był on popełniany i na ile jesteśmy skłonni to zrobić, gdy już znamy całą historię.
Gdybym miała porównać tę powieść ze „Żmijowiskiem”, oceniłabym je mniej więcej podobnie. Choć zakończenie „Wyrwy” nie jest może aż tak zaskakujące jak w „Żmijowisku”, nie mogłam pozostać obojętna wobec ładunku emocjonalnego, który uderzył we mnie na ostatnich stronach najnowszej powieści Chmielarza. Urzekła mnie wspomniana już niejednoznaczność i wielowymiarowość tej powieści i na pewno kiedyś jeszcze do niej wrócę, by tym razem zwrócić uwagę na zupełnie inne elementy niż za pierwszym razem.
„Wyrwa” będzie miała swoją premierę 6 maja.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.