Książki, Literatura piękna

Malownicze słowacko-węgierskie pogranicze

wtedy w loszoncu

Dzięki Wydawnictwu Biblioteka Słów mam możliwość odkrywania książek z krajów położonych na południu Europy, które to książki nie są do końca znane w Polsce. A szkoda, bo chociażby „Wtedy w Loszoncu” – powieść słowackiego prozaika i scenarzysty Petera Balko, jest przykładem literackiego kunsztu, którego czasem trudno szukać we współczesnej prozie.

„Wtedy w Loszoncu” to historia dwóch chłopców – Słowaka Leviathana i Węgra Kápia, którzy dorastają w miasteczku Łuczeniec (słowacki Loszonc) na słowacko-węgierskim pograniczu. Powieść otwiera list Leviathana do jego przyjaciela, będący wyrazem tęsknoty, zamyka ją zaś odpowiedź Kápia.

A co znajdziemy pomiędzy listami? Historie dziecięcych przygód i psikusów, które urastają do rangi epokowych przeżyć. Opisy rzeczywistości, obserwowanej oczami dziecka – oczami szczerymi i uważnymi. To historia życia w małej pogranicznej miejscowości, ukazana na tle wielkich wydarzeń. W świecie małych chłopców to jednak właśnie ich małe życia, pełne radości, dziecięcych trosk i zabaw, stanowią najważniejsze wydarzenia w całym wszechświecie.

Przyjaźń Leviathana i Kápii to dowód na to, że czasem przeciwieństwa się przyciągają. Słowak jest grzecznym, zakompleksionym grubaskiem, podczas gdy jego kolega Węgier to typowy łobuziak. Razem przeżywają swoje przygody, razem też dorastają i razem ponoszą konsekwencje swoich coraz poważniejszych wyborów.

Najpiękniejszy w tej powieści jest kunszt pisarski autora, choć ogromne wyrazy uznania należą się również tłumaczowi. Tę powieść się chłonie – dzięki jej liryczności i malowniczości. Balko maluje słowami, dzięki czemu tę historie można niejako odbierać wieloma zmysłami. Widać jak na dłoni ogromną wrażliwość autora i jego uważność na otaczający świat.

„Wtedy w Loszoncu” to też w gruncie rzeczy historia dzieciństwa, którego już nie ma – spędzanego na dworze, pełnego wymyślanych zabaw, przeżywanego przez dzieci o bogatej wyobraźni. Dziś wyobraźnię, podwórko i wymyślane zabawy, zastąpiły dzieciom smartfony i inne nowoczesne gadżety. Czy w dzisiejszych czasach dziecko mogłoby wpaść na pomysł, że za pomocą przymkniętego oka jest w stanie dostrzec w drugim człowieku dobro lub zło? Wątpię, czy dzieci (i nie tylko) zapatrzone w ekrany swoich telefonów, są jeszcze w stanie dostrzec cokolwiek w innych ludziach.

Zakochałam się w tej pięknej, nostalgicznej i cudownie lirycznej powieści. Jest naprawdę wyjątkowa.


Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Biblioteka Słów.