Carlos Ruiz Zafón, Cmentarz Zapomnianych Książek, Książki, Literatura hiszpańska, Literatura piękna

Cmentarz Zapomnianych Książek #3 – „Więzień nieba”

więzień nieba

„Więzień nieba”, trzecia część bestsellerowej serii Zafóna, to powrót do losów Daniela Sempere z „Cienia wiatru”. Jest on obecnie mężem pięknej Bei i ojcem małego Juliana. Wkrótce odbędzie się również ślub Fermína Romero de Torres. Jego dawne losy póki co pozostają tajemnicą, ale już wkrótce na jaw ma wyjść wstrząsająca prawda, z którą zmierzyć się będzie musiał również Daniel. „Prawdziwa historia jeszcze się nie skończyła. Dopiero się zaczęła”.

Odkładałam w czasie lekturę „Więźnia nieba”, bo po zachwycie wywołanym dwiema pierwszymi powieściami z tej serii uznałam, że muszę dozować sobie tę przyjemność, by nie skończyć za szybko swej przygody z tą cudowną serią. Sęk w tym, że po przeczytaniu trzeciej części nie wiem, co mam myśleć.

Początkowy zachwyt wywołany kolejnymi odwiedzinami w Barcelonie stopniowo ustąpił miejsca rozczarowaniu. Liczyłam na magię, niesamowitą i niepokojącą atmosferę, mroczne oblicze literatury i przepiękny język, dzięki którym pokochałam prozę Zafóna. Gdzie się podział poetycki język i nastrojowy klimat Barcelony? Komu autor sprzedał swój kunszt?

„Więzień nieba” to zwykła powieść. Z pewnością nie porównałabym jej do „Hrabiego Monte Christo” (jak czyniłam to w przypadku poprzednich części), choć autor postanowił wzorować się na tej wybitnej powieści Alexandra Dumasa. Czyta się ją szybko, ale wcale nie dlatego, że jest tak fascynująca, a jedynie z powodu dość dużej czcionki i małej ilości tekstu na stronie. Historia sama w sobie nie jest wybitnie nieciekawa, ale Zafón przyzwyczaił mnie do tego, że nie muszę przeczytać prawie dwustu stron, by zainteresować się opisaną przez niego historią.

Być może oczekiwałam po tej książce zbyt wiele, ale mam wrażenie, że została napisana trochę na siłę. Poniekąd po to, by połączyć ze sobą dwie pierwsze części fabularnie – co, jak sądzę, nie było wcale konieczne (dla mnie wystarczającym łącznikiem była obecność rodziny Sempere). Poniekąd zaś po to, by otworzyć drogę do publikacji czwartej książki, która ma spiąć klamrą trzy dotychczasowe. „Więzień nieba” miał być zatem swego rodzaju preludium.

Cieszę się, że Zafón postanowił w tej powieści poruszyć problem reżimu generała Franco, ale nie wydaje mi się, by był to dostateczny powód dla porzucenia stylu pisania, charakterystycznego dla poprzednich książek. Nic w tej powieści nie zaskakuje, można odnieść wrażenie, że Zafón wpadł w pułapkę pewnego schematu i uparcie w niej tkwi. W momencie, gdy jest to już trzecia powieść z serii, autor powinien zrobić wszystko, by wciąż móc zaskoczyć czymś czytelnika. Zafón zaś sprytnie prześlizgnął się przez tę powieść, tworząc po raz kolejny podobnych do siebie głównych bohaterów. Gdyby jeszcze nie odebrał tej powieści magii dawnej Barcelony…

Podsumowując – czegoś mi zabrakło. Najbardziej chyba Zafóna w Zafónie.