Pola Styx zadebiutowała dwa lata temu „Powieścią (anty)feministyczną z mięsem w tle”. Było antyfeministycznie, antyszowinistycznie i mocno satyrycznie, a przy tym mogliśmy przyjrzeć się otaczającej nas rzeczywistości w krzywym zwierciadle. Dziś na warsztat biorę kontynuację tej powieści, czyli „Jesień pod muchomorem” – nie martwcie się jednak, nikt nie umrze otruty zupą z muchomorów, choć niektórzy mogą mieć problem z zatrzymaniem swych morderczych zapędów.
Tag: literatura polska
„Wszystko już było, oprócz nas…”
„Radio Armageddon” to druga powieść w literackim dorobku Żulczyka, przez wielu uznana za kultową. Historia czwórki nastolatków zakładających zespół muzyczny, który zmienia świadomość ich rówieśników, wydaje się być banalna. To jednak tylko pozory. Emocjonująca historia młodych ludzi staje się pretekstem do tego, by opowiedzieć prawdę o dzisiejszym świecie.
„I tak dalej” – zaskakujący, lecz udany debiut
Nigdy nie byłam wielką miłośniczką współczesnej polskiej literatury (zarówno poezji, jak i prozy). Zaczarował mnie dopiero Jakub Żulczyk, gdy kilka lat temu, wiedziona uwielbieniem do jego felietonów, wróciłam do domu z egzemplarzem „Zrób mi jakąś krzywdę”, wypożyczonym z biblioteki. Do niedawna twórczość Żulczyka stanowiła mój jedyny kontakt z polską literaturą. Od kiedy prowadzę bloga (a to już prawie sześć miesięcy), zaczęłam stopniowo otwierać się na nowych autorów, w szczególności zaś dopiero debiutujących. Jednym z nich jest Wiktor Orzeł, starszy ode mnie zaledwie (a może aż?) o dwa lata, autor wydanej w styczniu książki „I tak dalej”, o której dziś powiem Wam kilka słów.
Moje pierwsze samobójstwo popełnione z Jerzym Pilchem
Przede mną ogromne wyzwanie – co bowiem można napisać o książce, której autorem jest Jerzy Pilch? Gdyby chciało się dorównać autorowi pod względem kunsztu – chyba niewiele. Nie chcę się też powtarzać (wszak wiele osób już o Pilchu pisało) i umieszczać w tym tekście banałów ani pseudointeligentnych wywodów rodem z Lubimy Czytać. Na poziomie emocjonalnym jest to dla mnie najtrudniejsze jak do tej pory wyzwanie, z braku laku nazwijmy je literackim. Myślę sobie, że nawet napisanie tych wszystkich wypracowań maturalnych poświęconych „Lalce” było łatwiejsze niż stworzenie recenzji pierwszej książki Pilcha, jaką kiedykolwiek czytałam. Z tego względu niniejszy tekst będzie się różnił od tych, które mieliście okazję czytać na moim blogu do tej pory.
Wiedźmin #1 – „Ostatnie życzenie”
Przyznam się bez bicia, że „Ostatnie życzenie” próbowałam już czytać dwa lata temu. To, że nie udało mi się skończyć, nie wynika jednak z tego, że nie lubię fantastyki lub proza Sapkowskiego nie przypadła mi do gustu. Wyobraź sobie, Drogi Czytelniku, taką sytuację – jest lipiec, świeci słońce (czasami), jesteś nad pięknym polskim morzem (wcale nie kapryśnym), razem z Tobą jest tam gromada około pięćdziesięciu szkrabów, a ponad dziesięcioro z nich jest pod Twoją opieką. Na nogach jesteś od siódmej rano, przez ponad dwanaście godzin nie możesz sobie pozwolić na to, by Twoja czujność ucięła sobie drzemkę, kiedy więc w końcu o północy bierzesz szybki prysznic i kładziesz się do łóżka, czytanie nie jest Twoim priorytetem. Jakimś cudem udało mi się wówczas skończyć jeden thriller, ale Sapkowskiego nie dokończyłam. I tak minęły dwa lata, zapomniałam o „Ostatnim życzeniu”, aż całkiem niedawno dostałam je w prezencie od mojego prywatnego miłośnika fantastyki.
„Wzgórze psów” Jakuba Żulczyka, czyli bolesny powrót na prowincję
Banalną książkę na banalny temat łatwo jest napisać. Sztuką jest napisanie powieści na temat oklepany, gdy wszyscy już myślą, że nie da się w tej sprawie stworzyć nic odkrywczego. Otóż da się, co udowadnia Jakub Żulczyk w swojej najnowszej powieści pt. „Wzgórze psów”. Mam to szczęście, że niedawno czytałam również „Ślepnąc od świateł”, które jest poniekąd dziełem kompatybilnym do niedawno wydanej książki. Pisząc o poprzedniej powieści wspomniałam, że Żulczyk zrobił mi nią krzywdę (niewtajemniczonych zapraszam do lektury tej recenzji). Tej samej krzywdy oczekiwałam po lekturze „Wzgórza psów”.
Ślepnąc od świateł w brudnej do szpiku kości Warszawie
Na „Ślepnąc od świateł” miałam chrapkę od bardzo dawna. Uwielbiam twórczość Jakuba Żulczyka – za przyziemność, brak lukru i poruszające rozważania, które utkane są z słów pozornie zwykłych, a jednak gdy zostają ze sobą połączone, oddziałują na wyobraźnię i emocje. Czasem wydaje mi się, że tylko Żulczyk tak potrafi. Uwielbiałam kiedyś czytać jego krótkie teksty w jednym z tygodników opinii, oglądałam program, który współprowadził z Sokołem, aż wreszcie sięgnęłam po pierwszą powieść – „Zrób mi jakąś krzywdę”. Do tej pory jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki.
Śmierć frajerom, Polska to kraj w byłej Jugosławii
Dorotę Masłowską poznałam przy okazji fascynacji twórczością Krzysztofa Skoniecznego – nagrała wówczas piosenkę, która promowała pełnometrażowy film Krzysztofa pt. „Hardkor Disko”. Zakochałam się w jej kanapkach z hajsem i w maszynie do chleba, z którego można upiec ściany, krzesła i obrazy. Uwielbiałam to, jak bardzo przestylizowana była jej muzycznej twórczości i zupełnie zapomniałam, że przecież najpierw była pisarka, a dopiero potem MISTER D. Ostatnio jednak pomyślałam sobie, że może warto byłoby sięgnąć po prozę Doroty, bo być może okaże się równie dobra jak jej ostentacyjny muzyczny performance.