Gabriel García Márquez to jeden z najbardziej znanych pisarzy – nie tylko kolumbijskich, ale iberoamerykańskich w ogóle. Trudno, żeby było inaczej, jest w końcu wybitnym twórcą realizmu magicznego i laureatem Nagrody Nobla z 1982 roku. „Sto lat samotności” to jedno z jego najważniejszych dzieł, do którego wróciłam po dekadzie od czasu pierwszej lektury.
Dobrze było powrócić do Macondo – fikcyjnej miejscowości, w której dzieje się akcja tej powieści. „Akcja” jest w tym wypadku pojęciem poniekąd nietrafionym, czas bowiem jest w tej historii pojęciem względnym. Świat realny współistnieje tu ze światem magicznym, a ich wzajemne przenikanie się sprawia, że granica między nimi jest trudna do określenia.
„Sto lat samotności” to opowieść o stuleciu rodu Buendía – od powstania aż do upadku, na który od samego początku był skazany. Jego członkowie nie potrafią kochać, a swoje kazirodcze związku opierają w dużej mierze na czysto zwierzęcej żądzy. Odbiór tej powieści utrudnia fakt, że większość męskich przedstawicieli rodu Buendía nosi imię Jose Arcadio lub Aureliano. Gdy kiedyś sięgnę po tę historię po raz trzeci, na bieżąco będę rozpisywać sobie drzewo genealogiczne, co pomoże mi uniknąć chaosu, zwłaszcza w końcowej fazie lektury.
To, co po raz drugi przykuło moją uwagę, to cykliczność wydarzeń, które spotykają bohaterów. Odnosiłam wrażenie, że ciąży nad nimi fatum, bo w każdym pokoleniu popełniają wciąż te same błędy. Gdy połączymy to z kazirodztwem, o którym wspominałam w poprzednim akapicie, trudno nam będzie uniknąć analogii ze Starożytną Grecją i jej mitologią. Zresztą mnogość motywów, które Márquez wykorzystał w tej powieści, może przyprawić o zawrót głowy. Znajdziemy tu nawiązania do Biblii (potop, Wniebowstąpienie Pięknej Remedios, apokalipsa, plaga bezsenności czy analogia podróży założycieli Macondo do wyjścia Izraelitów z Egiptu) i wiele innych kulturowych symboli, a także odniesienia do historii Kolumbii. Dla mnie szczególnie znaczące są nawiązania do Biblii, które pozwalają mi interpretować „Sto lat samotności” przede wszystkim jako powieść o stworzeniu człowieka, rozwoju ludzkości i upadku cywilizacji.
Myślę, że nam żyjącym w Europie Środkowo-Wschodniej, trudno jest odczytać wszystkie znaczenia, które Márquez zawarł w tej powieści. Ale chyba właśnie o to chodzi – fascynuje nas ta odmienność, duszna atmosfera i odważnie manifestowana seksualność. Nie jest to co prawda moja ulubiona jak do tej pory powieść Márqueza, ale za każdym razem, gdy ją czytałam, robiła na mnie ogromne wrażenie.