Lubię felietony, choć nie w dużych ilościach – zazwyczaj czytałam je w poniedziałki, po zakupie jednego lub dwóch tygodników, których treść była zbieżna z wyznawanymi przeze mnie poglądami. Jakiś czas temu jednak zarzuciłam ten zwyczaj, bo gdy widzę, co dzieje się dziś w polskiej polityce, mam ochotę wyć z bezsilności. Z pewną nostalgią wspominam jednak tamte czasy – dzięki nim dowiedziałam się, że istnieje ktoś taki jak Jakub Żulczyk, a potem przeczytałam „Zrób mi jakąś krzywdę”. Resztę tej historii zapewne już znacie. 🙂
Z felietonów, które czytałam w „Newsweeku”, zawsze najbardziej lubiłam teksty Marcina Mellera. Nic dziwnego, że gdy pewnego razu zobaczyłam jego książkę w promocyjnej cenie, kupiłam ją bez wahania. Żeby się jednak zbyt szybko nie nasycić i nie zniechęcić, postanowiłam czytać jeden felieton dziennie tuż przed zaśnięciem. W ten sposób książkę kupioną pod koniec stycznia, skończyłam pod koniec czerwca.
Większość felietonów, które znalazły się w zbiorze, ukazała się najpierw na łamach „Newsweeka” w latach 2013-2016. Wyjątek stanowią dwa, które ukazały się w dwóch magazynach. Całość podzielona jest na cztery części: rodzinną, polityczną, obyczajową i kulturalną. Każdy znajdzie tu coś dla siebie i jeśli nie interesują Was np. tematy związane z polityką, możecie po prostu ominąć poświęconą im część.
Część felietonów znałam z czasów, gdy kupowałam „Newsweeka”, ale i tak z przyjemnością do nich powróciłam. Szczególny sentyment mam do tekstów poświęconych dwóm szkrabom – Basi i Guciowi, dzieciom pana Marcina. Te opowieści są chyba najbardziej szczere, czasem nawet wręcz rozbrajające i pełne niezwykłej czułości. Cudownie czyta się o kimś, kto tak wspaniale odnajduje się w roli ojca.
Gdybym miała wybrać część, która najbardziej przypadła mi do gustu, z pewnością wybrałabym tematy okołopolityczne. Wiem, że niektórzy uznali akurat te teksty za zbyt ciężkie, ale ja odnalazłam się w nich niezwykle dobrze, być może dlatego, że blisko mi do poglądów pana Marcina. Polska scena polityczna wygląda tak, jak wygląda. Jest tam miejsce na wyzwiska, obrzucanie się błotem i agresję słowną (abstrahując oczywiście od faktu braku merytorycznej debaty). Tym przyjemniej jest czytać słowa krytyki wobec niektórych polityków w formie żartu, doprawionego dużą porcją ironii i sarkazmu, ale podane w inteligentny i nieobraźliwy sposób. Pan Marcin ma ogromne wyczucie taktu i klasę, a jak trzeba, to zażartuje i z jednej, i z drugiej strony. I z tych co są pośrodku też.
Teksty dotyczące spraw obyczajowych i kultury to prawdziwa gratka dla osób, które szukają inspiracji książkowych, muzycznych, filmowych czy podróżniczych. Szczególnie spodobał mi się felieton poświęcony Edmundowi Niziurskiemu. I z tego miejsca chciałabym zapewnić, panie Marcinie, że duch w narodzie jeszcze nie zginął i ja, we własnej osobie, dziewczę urodzone w 1992 roku, książki Niziurskiego znam i zadbam o to, by moje dzieci również je znały.
Pewnie chcielibyście wiedzieć, dlaczego Marcin Meller chciałby być jak sprzedawca arbuzów? Rozwiązania tej intrygującej zagadki Wam nie zdradzę, poznacie je podczas lektury. Polecam Wam ten zbiór na chwile, w których będziecie chcieli odciąć się od rzeczywistości i spojrzeć na nią w nieco inny sposób. Gwarantuję, że przy okazji będziecie płakać ze śmiechu. 🙂