W trzecim tomie cyklu opowiadającego o losach adoptowanych przez tajemniczego Pa Salta sióstr, poznajemy trzecią z nich – Asterope. Pa Salt adoptował ich sześć, a siódmej nie udało mu się znaleźć, choć właśnie tyle powinno ich być, ze względu na to, że ich imiona nawiązują do siedmiu Plejad. Gdy mężczyzna umiera, każda z jego córek otrzymuje wskazówkę umożliwiającą dotarcie do miejsca, z którego pochodzi i odkrycie swoich prawdziwych korzeni.
Asterope, zwana przez wszystkich Star, nie dała się do tej pory poznać ze zbyt dobrej strony. Z lektury dwóch poprzednich tomów pamiętamy ją jako dziewczynę całkowicie zdominowaną przez jedną z sióstr. Star i Cece wszystko robią razem – podróżują razem, mieszkają razem, wydaje się, że nie mogą bez siebie żyć. Asterope to naprawdę siostra cienia, bo przez większość czasu wydaje się być niewidzialna – zazwyczaj Cece wypowiada się za nią. Trudno jest uwierzyć, że dziewczyna postanowi wyruszyć w podróż śladami swoich korzeni. A jednak.
Wskazówka Star jednoznacznie wskazuje na jeden z londyńskich antykwariatów i choć dziewczyna mieszka całkiem niedaleko, początkowo wydaje się, że nie zdecyduje się nigdy przekroczyć jego progu. Gdy jednak postanawia się tam udać, my wraz z nią udajemy się w podróż, która nie tylko zawiedzie nas do Anglii z przełomu XIX i XX wieku, ale będzie też dla Star okazją do odnalezienia własnej tożsamości.
Przyznam szczerze, że początkowo Star nie wzbudziła mojej sympatii. Cece stłamsiła ją w każdym aspekcie i choć widać było, że obie siostry łączy szczególna więź, każda z nich irytowała mnie na swój sposób. W Star denerwowała mnie jej bierność, a Cece, choć żywiołowa i energiczna, zdawała się nie radzić sobie kompletnie z życiem w społeczeństwie.
Kiedy Star wkracza już na drogę, która ma ją zaprowadzić do poznania jej korzeni, równocześnie zaczyna kroczyć ścieżką, która coraz bardziej wyzwala ją spod kurateli Cece. Bałam się jedynie, że postanowi nagle zawrócić w połowie drogi i szczerze kibicowałam jej w usamodzielnieniu się. Obserwowanie tego procesu było niezwykle interesujące z psychologicznego punktu widzenia.
Wiemy już, że Star pochodzi z Anglii i choć historia jej rodziny sięga XIX i XX wieku, to jednak związana jest z literaturą, co tym bardziej sprawiło, że dziewczyna powoli zaczęła zyskiwać moją sympatię. Jej przodkowie przyjaźnili się ze słynną pisarką Beatrix Potter, a mężczyzna, który ewidentnie jest w Asterope zakochany (choć wcale nie daje tego po sobie poznać) to wypisz wymaluj Mark Darcy z „Dumy i uprzedzenia” Jane Austen.
Tytułu najbardziej irytującej bohaterki nie zdobyła jednak z marszu Cece. Rywalizowała z nią przodkini Star – Flora, która zajmowała się głównie robieniem dobrze wszystkim dookoła, tylko nie sobie. W wielu sytuacjach mogła powiedzieć prawdę, dzięki czemu zarówno ona, jak i jej siostra mogłyby być szczęśliwe. Postanowiła jednak zostać świętą męczennicą, a przy okazji unieszczęśliwiła dwie kolejne osoby. Kobiety czasami potrafią mieć dość pokrętną logikę. Znów otrzymujemy historię trudnej miłości, ale trudno też oprzeć się wrażeniu, że bohaterka uwikłana w to uczucie sama była sobie winna.
Zabrakło mi w tej książce trochę opisów krajobrazów, które nie były już tak malownicze, jak w poprzednich częściach. Magiczną atmosferę ratował jednak wspaniały londyński antykwariat – książki o książkach to wciąż coś, co zapiera mi dech w piersiach.
I znów zakończenie sprawia, że nie wiemy do końca, co myśleć. Może Pa Salt faktycznie nie umarł?
Ja natomiast zadaję sobie jeszcze jedno pytanie – czy uda mi się polubić Cece? Odpowiedź przyniesie lektura „Siostry perły”.