Zastanawialiście się kiedyś nad tym, czy kobieta może zostać magiem? Wszak mężczyzna może być czarownikiem czy nawet wiedźminem, a odpowiedników dla męskich „zawodów” typu mag czy czarnoksiężnik brak w rodzaju żeńskim. Z tym problemem (a także z zagadnieniem równouprawnienia przy okazji) postanowił się zmierzyć Terry Pratchett w trzeciej części cyklu o Świecie Dysku, a jednocześnie pierwszej książce z cyklu o wiedźmach, która nosi tytuł „Równoumagicznienie”.
Główną bohaterką jest Esk – dziewczynka, która tuż po swoich narodzinach została przeznaczona do bycia magiem. Jest tylko jeden problem… Magiem może zostać tylko mężczyzna i wiedzą o tym nawet małe dzieci. A ponieważ Babcia Weatherwax, której wnuczką jest Esk, jest czarownicą, postanawia nauczyć dziewczynkę swojego fachu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że przeznaczenia nie da się oszukać.
Świat, w którym żyje Babcia, opiera się na założeniu, że mężczyźni i kobiety mają zupełnie inne zdolności, które umożliwiają im pełnienie zupełnie innych ról społecznych. I tak mężczyźni dzięki zdobytej podczas lektury opasłych ksiąg wiedzy mogą być magami. Kobiety zaś ze swoimi umiejętnościami przygotowywania ziół, intuicją i wrażliwością mogą zostać czarownicami, nawet jeśli ich nadprzyrodzone zdolności wynikają jedynie z „głowologii”. Babcia nie wyobraża sobie, by jej wnuczka mogła zostać magiem – kobiety mogą wszak zostać jedynie czarownicami, co gwarantuje zachowanie ładu i porządku w Świecie Dysku.
Początkowo lektura szła mi dość opornie – po pierwsze dlatego, że przyzwyczaiłam się już do Rincewinda, a po drugie ze względu na Babcię Weatherwax i jej (początkowo) dość zaściankowe poglądy na temat ról pełnionych przez kobiety i mężczyzn. Babci jednak nie da się nie lubić – z jej niechęcią do wróżenia z fusów, umiłowaniem do używanej odzieży, której lubi na siebie zakładać zbyt dużo i złotymi myślami na każdy temat. Wierzcie lub nie, ale babcia niezbyt przepada za książkami (wszak to dziedzina magów), a już zwłaszcza za tymi, których autorzy już dawno nie żyją – wszak czytanie takich książek to swego rodzaju nekromancja.
Prawdziwa zabawa zaczyna się w momencie, gdy świat magów i czarownic zderza się ze sobą na Niewidocznym Uniwersytecie. Okazuje się, że nie ma takiego mężczyzny, którego kobieta nie mogłaby sobie podporządkować. 😉 Gdy akcja przeniosła się do szkoły dla magów, pokochałam Babcię całym sercem. Jest uparta jak osioł i konsekwentna na tyle, by osiągnąć obrany cel. Kobiety to jednak niezwykle wytrwałe stworzenia.
Brak Rincewinda i Dwukwiata wpłynął na to, że oceniam tę pozycję jako poważniejszą od dwóch poprzednich, które czytałam. Być może wpływ na to ma również poruszona przez Pratchetta tematyka. Czekam na to, jak rozwinie się ten cykl, ale póki co bardziej przypadły mi do gustu przygody nieudolnego maga Rincewinda.
Czy Esk dokonała w Świecie Dysku feministycznej rewolucji i została pierwszym magiem-kobietą? Na to pytanie Wam nie odpowiem. Musicie przekonać się sami, czytając tę pełną humoru opowieść o równouprawnieniu… ups, równoumagicznieniu kobiet, oczywiście. 🙂 A ja już nie mogę się doczekać kolejnej części cyklu – przede mną „Mort”, czyli opowieść o moim ulubionym Śmierci.