Na początku przyznam się bez bicia – zakochałam się w okładce książki Poli Styx. Tytuł też dawał mi nadzieję, że będzie to literatura z gatunku tych, które lubię najbardziej. Jakoś tak się stało, że zaczytywałam się „Powieścią (anty)feministyczną…” pomiędzy lekturą prozy Doroty Masłowskiej i Jakuba Żulczyka. Prawdziwy maraton polskiej literatury współczesnej i do tego dwoje autorów, którzy w mojej opinii są mistrzami w swoim fachu. Jak na tym tle wypadła debiutancka powieść Poli Styx?
Fabułę „Powieści (anty)feministycznej…” trudno tak właściwie opisać, ze względu na to, że ma ona charakter epizodyczny. Oznacza to, że zdarzenia są ze sobą dość luźno powiązane, a wątki nie są w żaden sposób zhierarchizowane. Dla niektórych pewnie jest to wada, która uniemożliwia lekturę. Myślę, że trudno traktować użycie takiego zabiegu jako wadę. Jasne, kryminał czy thriller czyta się zdecydowanie szybciej ze względu na wartką akcję i ja sama często po nie sięgam. Sęk w tym, że bardzo cenię literaturę nie do końca oczywistą i lubię powieści, które dają do myślenia.
Przede mną trudne zadanie, ale postaram się przybliżyć nieco to, co dzieje się w „Powieści (anty)feministycznej…”. Akcja rozgrywa się w mieście matki Nerona (bardziej dociekliwi czytelnicy dojdą z pewnością do tego, o jakie miasto mogłoby chodzić), w którym aż roi się od hipsterów, feministek i osób praktykujących jogę. Jedną z głównych bohaterek jest Ewa – aktywistka feministyczna, której życie toczy się głównie w mediach społecznościowych i na różnego rodzaju demonstracjach, które prężnie organizuje. Reszta bohaterów skupiona jest wokół Instytutu Badań Empirycznych nad Kanibalizmem – najbardziej aktywnego ośrodka naukowego w mieście matki Nerona. Prym wśród bohaterek wiedzie tam Henryka Engel – ekscentryczna badaczka, tocząca wojnę z innym pracownikiem Instytutu, który nomen omen nosi nazwisko Goethe.
W powyższym opisie nie zawarłam oczywiście wszystkich bohaterów, których znaleźć można na kartach „Powieści (anty)feministycznej…”. Nie chcę Wam zdradzać całej tajemnicy, drodzy Czytelnicy, bo ze względu na to, że fabuła nie łączy się w jedną, spójną całość, główną rolę w debiucie Poli Styx odgrywają bohaterowie. Ja osobiście uwielbiam tego typu konstrukcję powieści i znajduję ogromną przyjemność w odkrywaniu kolejnych postaci. Wiem doskonale, że część czytelników mogłaby uznać fabułę epizodyczną za najbardziej nudny rodzaj konstrukcji akcji. Dlatego tym bardziej doceniam, że Pola Styx zdecydowała się na ten trudny krok z premedytacją.
Postaci występujące w takiej powieści muszą być na tyle wyraziste, by kompensować brak jednolitej fabuły. Autorka „Powieści (anty)feministycznej…” zadbała o to, by każdy z bohaterów był przerysowany. I o to właśnie chodzi. Postaci w tego typu utworach muszą być karykaturami, satyrami, ich cechy muszą być przejaskrawione. Nie ma sensu doszukiwać się tu realistycznych portretów – byłabym wręcz zawiedziona, gdybym jakiś w powieści Poli Styx znalazła. Co oczywiście nie wyklucza tego, że wydarzenia, które odnajdujemy na kartach „Powieści (anty)feministycznej…” miały miejsce naprawdę – w innym mieście, w innym kontekście i w nieco mniej podkoloryzowanej atmosferze.
A co z tytułowym „(anty)feminizmem”? Melduję, że jest. Pola Styx wyśmiewa feminizm na równi z szowinizmem. Zaśmiejemy się więc z autorką kilka razy, ale też zastanowimy się nad tym, jakie role we współczesnym świecie pełnią kobiety i mężczyźni, jak bardzo niedoskonali potrafią być ludzie i jak wielkie potrafią być czasem wojny małych ludzi o nieistotne rzeczy. Autorka nie trzyma strony żadnego z bohaterów – każdy z nich otrzymał od niej swoją dawkę satyry do rozdysponowania.
„Powieść (anty)feministyczna…” to wspaniały obraz współczesnego społeczeństwa w krzywym zwierciadle. Pola Styx zwróciła uwagę na wiele rzeczy, z którymi spotykamy się na co dzień – wszechobecny wyścig szczurów, niesnaski w miejscu pracy, dziwne nawyki żywieniowe, jeszcze bardziej dziwne praktyki duchowe, które mają pomóc w rozwiązaniu realnych problemów. A wszystko to na tle mięsa – i to nie byle jakiego, bo ludzkiego. Mi się bardzo podobało i czekam na więcej. I nie potrzebuję większej ilości akcji – wystarczą mi bohaterowie.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu poczytne.pl.