1 stycznia to idealny moment, by podsumować ubiegły rok. Wszystko się bowiem dokonało, niczego nie da się już zmienić, doczytać, dopisać. Zapraszam Was zatem w magiczną podróż po moim książkowym 2017 roku – dziesięć kategorii, dziesięć najważniejszych wspomnień. Czas start! Zaczynamy.
Na początek kilka liczb
Prawdziwe podsumowanie nie obędzie się bez danych liczbowych. Najważniejsza liczna 2017 roku to 63 – tyle właśnie książek przeczytałam w ubiegłym roku. Spośród nich 25 kupiłam, 4 wypożyczyłam, 13 przeczytałam w formie ebooka, a dodatkowo 7 otrzymałam jako egzemplarze recenzenckie. Blog powstał 16 stycznia 2017 roku i od tego czasu:
- odwiedziło go 2978 osób
- na Facebooku zebrało się ich 383
- na Instagramie uzbierało się 666
- opublikowałam 57 tekstów
- najchętniej czytanym postem był ten poświęcony książkom Remigiusza Mroza, który przeczytało 500 osób
To tyle, jeśli chodzi o statystyki, czas przejść do głównej części dzisiejszego posta.
Najlepsza seria
Na pierwszy ogień idzie cykl książkowy. Wybór nie był zbyt trudny, ponieważ w przypadku większość serii, które czytałam w tym roku, udało mi się sięgnąć jedynie po pierwszy tom. Wyjątek stanowił Wiedźmin, Świat Dysku i Cmentarz Zapomnianych książek. Ostateczna rozgrywka rozegrała się w świecie fantasy, a jej zwycięzcą okazał się cykl Terry’ego Pratchetta. Uwielbiam to, że autor w inteligentny i zabawny sposób przedstawia wiele ważnych tematów, przy okazji wyśmiewając to, co w wielu utworach z gatunku fantasy, wymaga wyśmiania.
Najzabawniejsza książka
W przypadku tej kategorii wybór był niezwykle prosty. Zwycięzcą został „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” Jonasa Jonassona. Pokochałam tę książkę za abstrakcyjną fabułę, świetny humor i nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Historia jest absolutnie nierealna i przerysowana aż do bólu, ale jest to jedynie ból mięśni twarzy, spowodowany śmiechem. 🙂
Najbardziej wzruszająca książka
Rzadko zdarza mi się płakać podczas lektury, zdecydowanie częściej, gdy oglądam film. Zdarzają się jednak wyjątki od tej reguły. Jednym z nim jest „Beatrycze i Wergili” Yanna Martela. Z pozoru trudno uwierzyć, by historia małpy i oślicy mogła być wzruszająca, a jednak pod tymi pozorami kryje się smutna historia o sensie życia, strachu i nieludzkich rzeczach, jakie ludzie mogą uczynić innym ludziom. Jeszcze nigdy nie czytałam tak pięknej i smutnej historii o Holocauście.
Najpiękniejsza książka
Niewiele jest książek, które mogłyby wzbudzić mój zachwyt – taki, który zapiera dech w piersiach. „Całe życie” Roberta Seethalera było takie już od pierwszej chwili. Nawet, gdy trzymałam tę książkę w dłoni i jeszcze nie zaczęłam jej czytać, czułam podświadomie, że to wyjątkowa historia. Życie nie oszczędza głównego bohatera tej opowieści, a on każdą z niespodzianek losu przyjmuje z nadzwyczajnym spokojem. Najpiękniejsze w tej książce jest to, że pozwala się zatrzymać, zastanowić nad tym, dlaczego tak właściwie ciągle biegniemy i przeżywamy głęboko w sercu wszystkie nasze rozczarowania, skoro życie ucieknie nam między palcami równie szybko, jak 200 stron tej powieści podczas lektury.
Największe rozczarowanie
Czas na pierwszą z dwóch negatywnych kategorii. Książek, z którymi chciałabym się w ten sposó „rozprawić” było więcej, postanowiłam jednak skupić się na dwóch największych „niewypałach”, a resztę wpisu poświęcić bardziej przyjemnym kwestiom. 🙂
Największym rozczarowaniem tego roku był dla mnie „Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas. Sięgnęłam po tę książkę, bo miałam nadzieję, że będzie to przyzwoite fantasy, a dostałam jedynie romansidło z elementami fantasy, irytującymi bohaterami i zakończeniem rodem ze „Zmierzchu”. Biorąc pod uwagę wszystkie zachwyty dotyczące tej serii, z którymi zetknęłam się w mediach społecznościowych, jestem srodze zawiedziona. W tym roku pewnie podejmę się lektury drugiego tomu serii, ale jeśli okaże się on tak samo żenujący jak pierwszy, to nie dam tej serii trzeciej szansy.
Największa niespodzianka
Gdy sięgam po książkę dla młodzieży, która jest polecana przez 90% blogerów na Instagramie, mam wobec niej mocno ograniczone zaufanie. Tak było także w przypadku „Margo” Tarryn Fisher, a jednak okazało się, że czasem można się rozczarować również w przyjemny sposób. 🙂 Byłą to trudna lektura, która pozostawiła w mojej głowie wiele pytań związanych z tym, jak funkcjonuje ludzka psychika i co tak naprawdę kryje się w naszych głowach. Byłam zdziwiona, że sklasyfikowano tę książkę jako powieść dla młodzieży, bo ja poleciłabym ją raczej osobom dorosłym, które lubują się w ciężkich i pełnych ciemności lekturach.
Największe odkrycie – książka
W tym miejscu powinien pojawić się pojedynczy tytuł, ale nie mogłam sie powstrzymać przed umieszczeniem w tej kategorii serii o Cmentarzu Zapomnianych Książek Carlosa Ruiza Zafóna. Natrafiłam na nią przypadkiem, choć mnóstwo osób mi ją polecało. Wystarczyło kilka stron „Cienia wiatru” i przepadłam w tym świecie. Autor ma niezwykle oryginalny styl i potrafi konstruować najbardziej intrygujące fabuły, z jakimi kiedykolwiek miałam styczność. Za mną już dwie części cyklu, przede mną zaś dwie kolejne i już teraz wiem, jak ogromny smutek będę odczuwać, gdy dotrę do ostatniej strony „Labiryntu duchów”.
Największe odkrycie – autor
Dzięki temu, że założyłam bloga, mogłam poznać książki wielu autorów, o których wcześniej nie słyszałam i być może nigdy bym nie usłyszała. Najbardziej wyjątkowym w tym roku był Artur Urbanowicz. Facet nie dość, że pisze świetne horrory, których akcja dzieje się na pięknej Suwalszczyźnie i które same czytają się do trzeciej w nocy, a potem nie pozwalają spać, to jeszcze jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Swoją drugą książkę dostarczył mi osobiście, bo akurat był w okolicy, przy okazji podpisał też pierwszą książkę, był też czas, żeby usiąść i porozmawiać.
Panie Arturze, jeśli Pan to czyta, to chciałabym powiedzieć, że mam nadzieję, iż jeszcze kiedyś się zobaczymy i przesyłam pozdrowienia z Grochowa. 🙂
Najgorsza książka
Wybór książki w tej kategorii był trudny, musicie mi uwierzyć na słowo. Jest kilka książek, których przeczytania serdecznie żałuję, jednak gdy musiałam wybrać tę jedną jedyną, okazało się, że było ich wiecej niż przypuszczałam. Ostatecznie padło na „Enklawę” Remigiusza Mroza, wydaną pod pseudonimem Ove Løgmansbø. Jest to pierwsza część trylogii z Wysp Owczych. Jej główny bohater jest alkoholikiem i nie pamięta, co robił w momencie, gdy ktoś zamordował młodą dziewczynę. Nie przeszkadza do duńskiej policjantce, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, w zaangażowaniu go w dochodzenie. W pewnym momencie zostaje on nawet aresztowany pod zarzutem zamordowania rzeczonej dziewczyny, ale gdy policja otrzymuje wiadmość z numeru denatki, z której wynika, że nasz bohater nie jest sprawcą, zostaje on wypuszczony z aresztu. Brzmi logicznie?
Najlepsza książka
Czas na najważniejszą kategorię. Która z przeczytanych przeze mnie w 2017 roku książek okazała się tą najlepszą? W tym momencie powinien pojawić się pełen napięcia dźwięk, albowiem najlepszą książką ubiegłego roku zostaje bezapelacyjnie… „Wzgórze psów” Jakuba Żulczyka! Realistyczna aż do bólu opowieść o polskiej prowincji skradła moje serce swoją brutalnością i wrażeniem, jakbym z każdą stroną zatapiała się coraz bardziej w ciemniej, gęstej substancji, która dostała się do mojego domu prosto z miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc – z Zyborka. Dookoła układy, wielka polityka małych ludzi w miejscu, gdzie wszyscy wiedzą wszystko o wszystkim, a gdzieś pomiędzy tym wszystkim wielka zbrodnia i jeszcze większa tajemnica. I okrutna zemsta. A sam thriller to tylko rama, która służy opowiedzeniu głębszej historii.
Kochani! W nadchodzącym roku chciałabym Wam życzyć przede wszystkim spełnienia marzeń, jak największej ilości dobrych lektur. Oby 2018 rok był jeszcze lepszy niż poprzedni. 🙂 Dziękuję Wam za to, że jesteście ze mną i proszę, zostańcie. Ja mogę Wam obiecać wiele wspaniałych książkowych podróży w nadchodzącym roku. Nie będziemy się nudzić, zobaczycie. 🙂