Skandynawska literatura wciąż jest na fali, a trylogia o Oxenie zainteresowała mnie głównie ze względu na głównego bohatera – byłego żołnierza duńskich sił specjalnych, zmagającego się z własnymi demonami i zespołem stresu pourazowego. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Editio miałam możliwość przeczytania dwóch powieści, które ukazały się w Polsce (wciąż czekamy na premierę „Zamrożonych płomieni”).
„Zanim zawisły psy”
W pierwszej części trylogii dużo się dzieje. Przede wszystkim poznajemy naszego bohatera – Niels Oxen podejmuje decyzję o porzuceniu życia zbieracza butelek i udaniu się wraz z ukochanym psem do lasu w północnej Jutlandii, by tam spróbować ukryć się przed dręczącymi go koszmarami. Jak można się domyślać, wpakowuje się w ten sposób w jeszcze większą kabałę, ponieważ staje się głównym podejrzanym o zamordowanie wpływowego polityka – właściciela zamku, w pobliżu którego Oxen rozbił swój obóz. W wyniku splotu okoliczności Niels zostaje wciągnięty w wir śledztwa, a jego towarzyszką zostaje agentka Margrethe Franck. Seria morderstw, które za każdym razem poprzedzał jeden makabryczny szczegół, doprowadzi parę bohaterów do wiedzy, której posiadanie może być dla nich niebezpieczne.
Przyznam szczerze, że na samym początku jest to bardzo trudna lektura – jest w niej bardzo dużo wątków i dużo trudnych do przeczytania i wymówienia nazwisk, które pojawiają się na chwilę i powracają dopiero za jakiś czas, co skutecznie umożliwia ich zapomnienie i zagubienie się w tej powieści. Niemniej jest to tylko i wyłącznie kwestia przyzwyczajenia – gdy już udało mi się wdrożyć, a stało się to gdzieś w połowie lektury, drugą połowę przeczytałam w zadziwiająco szybkim tempie.
Ten dysonans wynika chyba z faktu, że o wiele bardziej podobał mi się wątek sensacyjny. Wątek kryminalny tak naprawdę miał na celu doprowadzenie nas do tego, co kryło się bardzo głęboko i co okazało się esencją całej historii, a jeśli mam być szczera, dla mnie był odrobinę naciągany. Cieszę się, że był tylko dodatkiem do wątku, który ma w tej trylogii największe znaczenie.
Mam słabość do książkowych bohaterów, którzy byli żołnierzami sił specjalnych i tajnymi agentami. Oxen od samego początku skradł moje serce. To bardzo złożona i świetnie skonstruowana postać – bohater wojenny, jako jedyny odznaczony najwyższym odznaczeniem za szczególne zasługi, zapomniany przez rządzących, nieumiejący poradzić sobie z koszmarami, z którymi musiał się mierzyć podczas swoich misji, mający w sobie wiele złości, spowodowanej śmiercią swojego przyjaciela.
Myślę, że dużym plusem tej powieści są właśnie świetnie skonstruowani bohaterowie, bo większość z nich jest bardzo nieszablonowa i choć zarówno Oxen, jak i Franck, są raczej pozytywnymi bohaterami, o tyle co do reszty można mieć poważne wątpliwości i trudno tak właściwie jednoznacznie ich zakwalifikować. Często nawet przez długi czas możemy ich w jakiś sposób zakwalifikować, a nagle jedno wydarzenie sprawia, że wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie.
Podsumowując – po nudnej pierwszej połowie, druga trzyma w napięciu do samego końca. Trochę szkoda, że całość nie została utrzymana w takiej formie, ale dodając do tego rewelacyjnie skonstruowanych bohaterów, sięgnęłam po drugą część trylogii z dużymi nadziejami, szczególnie zaś życzyłam sobie, by tym razem całość została utrzymana w klimacie sensacyjnej powieści politycznej.
„Mroczni ludzie”
I tak też się stało. Druga część trylogii to kontynuacja politycznego wątku, który wyszedł na jaw podczas prowadzonego w „Zanim zawisły psy” śledztwa. Oxen znów postanawia się ukryć i przez długi czas nawet mu się to udaje, zostaje jednak odnaleziony przez Franck i jej szefa, a w konsekwencji również przez ludzi, którym bardzo zależy na jego śmierci. Margrethe i Niels ponowie znajdują się w samym centrum niepokojących wydarzeń. Ich celem jest odnalezienie i zdemaskowanie ludzi, którzy pozornie stojąc w cieniu, pociągają za sznurki duńskiej polityki.
„Mroczni ludzie” to bardzo udana kontynuacja „Zanim zawisły psy”. Autor koncentruje się w tej książce na wątku politycznym, co sprawiło, że nie mogłam się oderwać od tej powieści. Jest w niej dużo chłodu i mroku, z którym zapewne wszystkim nam kojarzy się Skandynawia. Tajemnicza organizacja, której korzenie sięgają średniowiecza, duża ilość pościgów i niespodziewanych zwrotów akcji – oto kwintesencja tej książki.
Bohaterowie nadal zaskakują i pomimo tego, że już od jakiegoś czasu ich znam, trudno mi było jednoznacznie ocenić niektórych z nich. Niektórym nawet musiałam zwrócić honor dopiero po ich śmierci. Nadal współczułam Nielsowi tego, w jaki koszmar zamieniło się jego życie, choć powoli zaczęły mnie irytować ciągłe powtórzenia, informujące o tym, że Oxen zmaga się z PTSD, a Margrethe zna objawy tego zaburzenia.
Klimat powieści był przyjemnie niepokojący, o wiele bardziej mroczny niż pierwsza część trylogii. Gdy wydawało mi się, że już nic mnie nie zaskoczy, okazywało się, że byłam w błędzie. Akcja zaczyna się bardzo szybko, o wiele szybciej niż w „Zanim zawisły psy”, rozwijać i nie zwalnia tempa praktycznie do samego końca. Zakończenie jest bardzo zaskakujące i sprawia, że od razu chce się sięgnąć po kolejną część przygód Oxena, na którą jeszcze jakiś czas przyjdzie nam poczekać.
Podsumowując – „Mroczni ludzie” to rewelacyjna kontynuacja „Zanim zawisły psy”. O ile pierwsza książka pozostawiła w mojej głowie lekką konsternację, o tyle do drugiej nie mam praktycznie żadnych zastrzeżeń. Wszystko jest w niej na swoim miejscu – bohaterowie, tempo akcji, niepokojąca atmosfera. Powieść ta z pewnością spodoba się wszystkim fanom mrocznych historii z polityką w tle. Nie mogę się już doczekać ostatniego tomu trylogii!
Za egzemplarze książek serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio.