Fantastyka, Książki, Świat Dysku, Terry Pratchett

Świat Dysku #4 – „Mort”

mort

Śmierć ma dość. Powiedzmy sobie szczerze, jak długo można pracować w elastycznych godzinach i być dostępnym przez całą dobę siedem dni w tygodniu? Człowiek (albo Śmierć) chciałby sobie odpocząć, a tu kolejne zlecenie. Na dłuższą metę nie da się tak żyć. Śmierć postanawia więc zrobić sobie wakacje. Jest tylko jedna droga, by tego dokonać – Śmierć musi znaleźć sobie terminatora.

Wybór pada na Morta – chłopca o dość specyficznej fizjonomii, który w bliskich mu osobach budził osobliwe uczucie zawstydzenia i przerażenia. Jego ojciec postanawia oddać go do terminu, by trud wychowania młodzieńca spadł na jego nowego pana. Trudno było przewidzieć, że Mort będzie terminował u Śmierci.

Nauka przebiega w ekspresowym tempie, Śmierć bowiem nie może się już doczekać wakacji, Mort zaś zostaje wysłany po życie pięknej księżniczki, którego nie potrafi odebrać. W ten sposób zmienia bieg historii, co może doprowadzić do katastrofy. Ludzie są zdezorientowani, a księżniczka, choć żyje, zdaje sie być dla nich niewidzialna. Śmierć poznaje przyjemności śmiertelników, więc Mort może liczyć jedynie na jego adoptowaną córkę i jednego z bardziej nieudanych magów – Cutwella.

Przy żadnej książce Pratchetta nie bawiłam się tak dobrze, jak przy tej. Dyplom uznania za zasługi w tej materii powinien powędrować na ręce czcigodnego Śmierci. W tej książce mój ulubiony bohater postanawia odkryć w sobie talent do… swatania. Tak, moi drodzy, „Mort” to romans na wesoło. Co prawda odniosłam wrażenie, że tym razem Pratchett skupił się na fabule – może dlatego, że temat jest nieco poważniejszy, więc i miejsca na satyrę było mniej?

Nie martwcie się jednak, znalazło się go wystarczająco dużo, bym czuła się usatysfakcjonowana. Przypis do przypisu? Czemu nie. Zawsze to więcej możliwości, by wcisnąć gdzieś kilka satyrycznych komentarzy. Aż przypomniały mi się te wspaniałe podręczniki akademickie, w których przypisy często zajmowały większą część strony niż standardowy tekst…

Czasem mam wrażenie, że każdy mógłby mnie zawieść, ale Śmierć nigdy. Do zobaczenia, kochany, w jedenastym tomie!