Mój prywatny miłośnik fantastyki dba o to, bym zawsze miała co czytać. Na półce czekają na mnie dwa kolejne tomy serii o Świecie Dysku, a dwa tomy opowiadań o Wiedźminie zostały przeze mnie już pochłonięte. Dziś nadszedł zatem czas na recenzję drugiego tomu, który nosi tytuł „Miecz przeznaczenia”. Jesteście gotowi stawić czoła smokowi i zmierzyć się z przeznaczeniem? Jeśli tak, zapraszam do lektury. 🙂
Myślę, że będzie to trudna recenzja. O stylu Sapkowskiego pisałam już w poprzednik tekście – klik klik, więc w tej materii nie chcę się powtarzać. Styl Sapkowskiego się nie zmienił (na szczęście), opowiem Wam więc subiektywną historię o „Mieczu przeznaczenia” – krótko i zwięźle.
Zacznę od tego, co irytowało mnie najbardziej – a była to Yennefer. Nie wyobrażacie sobie nawet, jak bardzo irytuje mnie ta kobieta. Byłam ogromnie sfrustrowana jej powrotem do historii i szczęśliwa, gdy zniknęła. Kompletnie nie kupuję tego wątku miłosnego. Nie podoba mi się jej podejście do życia i sposób, w jaki traktuje Geralta. Gdyby ten wątek nie istniał, nie płakałabym z tego powodu.
Ujęła mnie za to jedna z nowych postaci – Ciri, mała dziewczynka, która ma wiele wspólnego ze słowem „przeznaczenie”, pojawiającym się w tytule. Opowiadania z jej udziałem podobały mi się najbardziej i sprawiły, że nie mogę się doczekać lektury sagi, bo z informacji, które uzyskałam od mojego prywatnego miłośnika fantastyki, Ciri będzie grała w sadze pierwsze skrzypce. W przypadku zakończenia tego tomu, Sapkowski zrobił ze mną to samo, co robi Remigiusz Mróz z rzeszami swoich fanów (choć nadal zadaję sobie pytanie „dlaczego?” i chyba nigdy nie znajdę na nie odpowiedzi).
Gdybym miała porównać oba tomy opowiadań, „Miecz przeznaczenia” podobał mi się bardziej. Wydaje mi się, że drugi tom był bardziej dopracowany i ciekawszy (przynajmniej dla mnie). Znajdziemy tu oczywiście to co typowe dla Sapkowskiego – dużą dozę ironii, sarkazmu, humoru i często prześmiewcze aż do bólu historie. Znacie historię o smoku wawelskim i sprytnym podstępie szewczyka, który zaserwował smokowi na obiad owcę pełną siarki? Pewnie będziecie zaskoczeni, gdy powiem Wam, że wcale nie było tak, jak opisują to legendy. Geralt miał w tej historii swój udział, a rola szewczyka została… no cóż, trochę przeceniona. 🙂
Można odnieść wrażenie, że drugi tom jest mniej spójny niż pierwszy, ale to jedynie pozory. Opowiadania zawarte w „Mieczu przeznaczenia” są dłuższe i według mnie bardziej poważne niż w tomie pierwszym. „Ostatnie życzenie” było zaledwie przygrywką – od drugiego tomu naprawdę trudno było się oderwać.
Czekam z niecierpliwością na pierwszy tom sagi. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję.