Fantastyka, Książki, Świat Dysku, Terry Pratchett

Świat Dysku #1 – „Kolor magii”

kolor magii

Od dawna krążyła mi po głowie dość dziwna myśl. Mianowicie, pomyślałam sobie: „Kochana Agaciu, dawno chyba nie czytałaś żadnego cyklu od deski do deski. Wiesz, tak jak robią to zwyczajni ludzie, którzy czytają najpierw pierwszą książkę z serii, potem drugą, trzecią, czwartą, piątą…”. Kto z Was, drodzy Czytelnicy, miał okazję zapoznać się z moimi poprzednimi tekstami, ten wie, że pod tym względem nie jestem zwyczajnym człowiekiem. Bo niby z jakiej racji ktoś będzie mi narzucał kolejność czytania?! Mam mały rozumek i wolną wolę, z których chętnie korzystać, by zrobić na przekór wszystkim autorom, wydawcom i całemu światu.

Tym razem stwierdziłam, że zrobię na przekór sobie i przeczytam cały cykl od początku do końca, jak Bóg przykazał (ale tylko jeden). Zanim na dobre zaczęłam się zastanawiać, którą serię wybrać (a uwierzcie, gdybym zaczęła wybierać, to nie czytalibyście tego posta teraz, tylko co najmniej za pół roku), z pomocą przyszedł mój mężczyzna,który sprezentował mi „Kolor magii” Pratchetta i „Ostatnie życzenie” Sapkowskiego. Żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, postanowiłam obie serie czytać tylko i wyłącznie tak, jak należy. Wiedźmin będzie musiał mi wybaczyć, ale póki co czeka na półce na swoją kolej.

„Kolor magii” wybrałam przede wszystkim dlatego, że wspomniany już przeze mnie mężczyzna bardzo polecał mi cały cykl, zwłaszcza, gdy prowadziliśmy dyskusję po opublikowaniu na blogu posta o siedmiu najważniejszych książkach w moim życiu. Pamiętam, że skakałam jak dziecko, po całym pokoju, trzymając w rękach tę książkę, a potem siedzieliśmy razem na kanapie i podziwialiśmy jej cudowną okładkę.

Gdy zabrałam się za lekturę, okazało się, że „Kolor magii” jest jedną z tych powieści, które będąc dzieckiem najprawdopodobniej odłożyłabym na półkę. Teraz na szczęście jestem już duża (mowa oczywiście o wieku, a nie wzroście), więc nie popełniłam tego błędu.

Na początku trudno mi się było we wszystkim połapać, jednak z każdą kolejną stroną zaczynałam odnajdywać się w historii, opowiedzianej na kartach powieści. A jest to historia niezbyt profesjonalnego maga Rincewinde’a, który zna tylko jedno zaklęcie i naiwnego turysty o imieniu Dwukwiat, który przybywa do miasta Ankh-Morpork w celach turystycznych. Od momentu pierwszego spotkania bohaterów, ich losy są nierozerwalnie ze sobą związane. Oczywiście w ten sposób zaczyna się przygoda, która poniesie ich aż na krańce Dysku – płaskiego świata, który spoczywa na barkach czterech słoni, a te z kolei stoją na grzbiecie Wielkiego Żółwia A’Tuina.

Gdy już udało mi się przyzwyczaić do specyficznego sposobu prowadzenia narracji, dałam się porwać przygodzie, a z duetem głównych bohaterów nie sposób się nudzić. Rincewind i Dwukwiat są od siebie diametralnie różni, a Pratchett wykorzystał ten fakt perfekcyjnie – tak zabawnej pary dawno nie spotkałam. Choć nie do końca rozumiałam subtelne niuanse z zakresu fizyki, wprowadzone do powieści przez autora, zakochałam się w niezwykle obrazowych opisach postaci i miejsc.

Muszę przyznać, że w moim odczuciu bohaterowie to jedna z największych zalet powieści. Poniekąd są do nas podobni, w wielu momentach przerysowani, ale nie można im odmówić wyrazistości. Moim ulubieńcem bezapelacyjnie został Śmierć – uosobienie ludzkich wyobrażeń na swój temat, który musi zjawić się osobiście, gdy umiera mag. A biorąc pod uwagę, że Śmierć miał ogromną chrapkę na Rincewinde’a, spotykamy go całkiem często. Czytałam, że pojawia się w prawie każdej części cyklu, dlatego już nie mogę się doczekać momentu, gdy sięgnę po kolejne.

Bardzo podobał mi się motyw bóstw, grających ze sobą w grę planszową, która rozgrywa się jednocześnie w świecie rzeczywistym. Bohaterowie nie są świadomi, że ich losy nie zależą tak naprawdę od nich samych, a co więcej są jedynie rozgrywaną przez bogów grą. Jestem niezwykle ciekawa, jak wątek bóstw w Świecie Dysku rozwinie się dalej, bo dużo słyszałam o tym, jak bogate są książki Pratchetta pod względem filozofii. Jeśli o ten aspekt chodzi, „Kolor magii” nie spełnił do końca moich oczekiwań. Tym bardziej nie mogę się doczekać lektury kolejnych części serii. Moja dusza małego kolekcjonera aż płonie w środku na myśl o tym, że za jakiś czas będę posiadać całą kolekcję książek ze Świata Dysku.