Ken Follett, Książki, Powieść historyczna, Sensacja

„Igła” jako powód mojej miłości do książek o szpiegach

igła

Milion razy już pewnie wspominałam, że uwielbiam książki Kena Folletta. „Klucz do Rebeki” i „Trzeci bliźniak” należą do grona moich ulubionych powieści tego autora. Ostatnio czytałam dwie jego nowsze książki: „Zamieć” i „Zabójczą pamięć”. Urlop postanowiłam więc spędzić, czytając jedną ze starszych, można by chyba rzec klasycznych, powieści – „Igłę”. Miesiąc wcześniej przeczytałam kilka stron, ale jak wiadomo, każda książka musi trafić na właściwy moment i wówczas nie był to dobry czas na lekturę powieści szpiegowskiej.

Gdy byłam dzieckiem, mama bardzo polecała mi „Podróż za jeden uśmiech” Adama Bahdaja, którego uwielbiam. Wszystkie jego książki czytałam z zapartym tchem po kilka razy (zwłaszcza „Kapelusz za sto tysięcy” i „Wakacje z duchami”), a przez tę nie byłam w stanie przebrnąć. Przeczytałam ją za drugim razem, z ogromną przyjemnością, ale musiało minąć kilka lat, bym była w stanie po nią sięgnąć. To tyle jeśli chodzi o dygresję, jeśli jesteście ciekawi, czy urlop był odpowiednim czasem na lekturę „Igły”, odpowiedź poznacie w dalszej części posta.

Na początku trudno zrozumieć, o co dokładnie chodzi w fabule, zapoznajemy się bowiem z kilkoma wątkami, które mogą się wydawać zupełnie ze sobą niezwiązane. Poznajemy zatem historię mężczyzny, który mieszka w dwóch różnych miejscach pod dwoma różnymi nazwiskami, historię przyszłego brytyjskiego pilota i jego żony oraz agentów wywiadu Wielkiej Brytanii, którzy wpadają na trop niemieckiego szpiega o pseudonimie „Igła”. Akcja powieści rozgrywa się w czasie, w którym alianci przygotowują się do utworzenia drugiego frontu we Francji – inwazji na Normandię. Okazuje się, że Igła wchodzi w posiadanie niezwykle cennych informacji, które mogą zmienić planowany przebieg wydarzeń. Alianci nie mogą dopuścić, by te informacje dotarły do Adolfa Hitlera. Jak się zapewne domyślacie, cała sytuacja związana z planowanym atakiem i informacjami zdobytymi przez niemieckiego szpiega łączy ze sobą wszystkie wspomniane przeze mnie historie.

Myślę, że początkowo trudno mi było wczuć się w tę powieść ze względu na ilość wątków, które autor przedstawia nam na pierwszych stronach. Jednak podczas urlopu moja głowa zajmowała się jedynie odpoczynkiem od pracy, a ja się uparłam, że przeczytam tę książkę. Efekty były widoczne już po pięćdziesięciu stronach, a lektura całości zajęła mi dwa dni. Nie chcę się wdawać w dyskusję na temat tego, czy faktycznie sprawa opisana przez Folletta miała tak wielką wagę, bo to tylko i wyłącznie fikcja literacka i bezzasadnym wydaje mi się rozważanie, czy Niemcy przegrałyby wojnę, czy nie. Chciałabym się skupić na innych aspektach.

Zacznijmy od głównej i najbardziej wyrazistej postaci. Igła, bo o nim mowa, to perfekcjonista, który jest gotów zabić z zimną krwią i poświęcić wszystko dla dobra swojego państwa. Hitler ufa mu bezgranicznie. Od jego doniesień uzależnia swoje dalsze poczynania na froncie. Nie ma na świecie człowieka ani rzeczy, które odciągałyby Igłę od służby ojczyźnie. Z każdych tarapatów potrafi wyjść obronną ręką. Wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie go powstrzymać. I co się wówczas dzieje? Igła poznaje kobietę. I to nie byle jaką. Nie jest to jedynie jednorazowa przygoda. Gdyby miał do niej strzelić z pistoletu, z pewnością zadrżałaby mu ręka. Zrobiłby wszystko, byle tylko nie musieć jej zabijać. Nie ma bowiem człowieka, który nie miałby żadnej słabości. Lekarz, z którym miałam zajęcia z psychopatologii, powtarzał zawsze, że każdy z nas ma jakąś fobię, a jeśli nie ma, oznacza to jedynie, że jeszcze nie spotkał obiektu swojej fobii. Wydaje mi się, że ze słabościami jest podobnie. Są ludzie ponadprzeciętni pod tym względem, ale wciąż może się zdarzyć sytuacja, w której zawiodą. Nie ma ludzi idealnych, a Follett w tej powieści przekazuje nam ważną prawdę – żaden człowiek nie jest w stanie do końca wyzbyć się uczuć.

Dla mnie osobiście najbardziej interesującą postacią jest David – młody Brytyjczyk, który właśnie wziął ślub i ma zostać pilotem. Tuż po weselu wraz z żoną bierze jednak udział w wypadku samochodowym, w wyniku którego traci obie nogi. Jego marzeniem było latanie i udział w wojnie przeciwko Niemcom. Nigdy nie miał okazji spełnić tego marzenia. Stał się zgorzkniałym i cynicznym człowiekiem, który nie poświęcał swojej żonie i dziecku zbyt wiele uwagi. Gdyby nie to, że jego syn został poczęty przed wypadkiem, pewnie nigdy nie miałby dzieci. Nie chciał, by jego żona oglądała jego niepełnosprawne ciało. Zamknął się w sobie i za wszelką cenę starał się udowodnić, że nadal jest mężczyzną. W jego wypadku sprowadzało się to jednak do rąbania drewna i używania strzelby, rodzina kompletnie go nie interesowała. W mojej głowie ta sytuacja zrodziła mnóstwo pytań. Żona Davida to cudowna kobieta – nie jest wobec niego nadopiekuńcza, stara się jedynie, by mogli normalnie żyć jako małżeństwo i jako rodzice. David jednak w każdym możliwym momencie ją odtrąca.

Jeśli spojrzelibyśmy na ten problem z perspektywy psychologicznej, mamy tutaj do czynienia z procesem akceptacji własnej niepełnosprawności. Ma on sześć etapów, a David wydaje się spełniać kryteria przypisane do etapu trzeciego, nazywanego lamentem. Mam tutaj na myśli jego pesymizm, odcięcie się od bliskich mu osób, bierność, utratę sensu życia i izolację. Etap ten może trwać bardzo długo – u Davida było to kilka lat. Dopóki nie zaczęłam studiować psychologii myślałam, że żałoba dotyczy tylko utraty bliskiej osoby. Okazuje się jednak, że równie dobrze może dotyczyć utraty kończyny czy narodzin niepełnosprawnego dziecka.

Dziękuję bardzo autorowi za przedstawienie postaci kobiecej w tej powieści. Lucy, czyli żona Davida, jak już wspominałam, jest wspaniałą kobietą. Samotna pomimo posiadania męża, z godnością znosi swój los, budząc tym samym mój podziw i szacunek.

Jeśli chodzi o akcję „Igły”, początkowo rozwija się ona powoli, ale z każdym kolejnym rozdziałem nabiera tempa, by pod koniec pędzić na złamanie karku. Gdy już czytelnik wpadnie w wir akcji, gwarantuję, że nie wypadnie z niego aż do samego końca, który jest napisany w mocno hollywoodzkim stylu, przez co nie można odmówić mu efektowności. „Igła” jest kwintesencją tego, czego oczekuję po powieściach szpiegowskich – akcja trzyma w napięciu do ostatnich stron, wątek miłosny jest rozbudowany, ale nie na tyle, by przesłonić główny temat, intrygi są na porządku dziennym, trwa pościg, a w tle decydują się losy świata. Kawał dobrej literatury rozrywkowej.

Wszyscy miłośnicy literatury sensacyjnej i szpiegowskiej z pewnością znają tę powieść, choć ja przeczytałam ją dosyć późno. Polecam ją jednak szczególnie wszystkim tym, którzy nigdy nie sięgali po tego typu książki. Może się okazać, że sensacja zagości w Waszych biblioteczkach jako nowy ulubiony gatunek. 🙂