Książki, Literatura piękna

Literacka podróż do Macedonii

celownik

„Pisz tak, jakby cię ktoś nieustannie trzymał na muszce” – doradziła narratorowi powieści okrzykniętej arcydziełem literatury macedońskiej jego wielka miłość – nauczycielka literatury. I oto trzyma go na muszce Doruntina – muzułmanka, która otrzymała od narratora to imię w nawiązaniu do bałkańskiej legendy o miłości silniejszej niż śmierć. 

Zapytacie się pewnie, w jakim celu narrator nadaje imię kobiecie, która celuje do niego z broni. Jest to pretekst ku temu, by opowiedzieć niemej słuchaczce historię swojego życia, która przeplata się z licznymi nawiązaniami do znanych dzieł, takich jak „Pani Bovary” czy „Anna Karenina”, a samemu narratorowi pozwala rozliczyć się ze swoimi przeżyciami w obliczu nadchodzącej śmierci.

Co mam ci jeszcze powiedzieć, Doruntina, rzeko moja głęboka, rzeko ludzkiej natury, co mam ci powiedzieć, zanim mnie zabijesz, zanim dobiegnie końca moja opowieść, ta spowiedź i ulga, to życie bez prawdziwej miłości i prawdziwej rodziny, bez prawdziwych wspomnień i tęsknoty?

Sztuka, która przeplata się z chaotycznymi wspomnieniami narratora, ma dla niego bardzo osobisty wymiar. Jego wspomnienia pełne są nawiązań do studiów literackich, w których uczestniczył, co skłania go ku rozważaniom na temat „powieści wstrząsającej”. Z drugiej strony ten osobisty wymiar manifestuje się szczególnie w jego relacji z nauczycielką literatury, która odegrała w jego życiu niebagatelną rolę. O ile możemy powiedzieć, że w tej opowieści zarysowuje się jakakolwiek fabuła, o tyle nie trudno nam odnaleźć wewnątrzfabularny dyskurs poświęcony procesowi tworzenia.

„Celownik” to bez wątpienia historia, w której jak na dłoni widać, że konflikty zbrojne są w gruncie rzeczy bezsensowne, co może niektórych czytelników zmylić, a wręcz sprowadzić na manowce. Punktem wyjścia jest bowiem tytułowy celownik, broń wymierzona w narratora, co może sugerować zapierającą dech w piersiach i trzymającą w napięciu opowieść. Nic bardziej mylnego. Autor niejako zawiesza tę historię w czasie, celownik jest w niej jedynie punktem wyjścia, a nie kluczowym elementem, co sprawia, że możemy odnieść wrażenie, iż od pierwszej do ostatniej strony minęło zaledwie kilka sekund.

Opowieść narratora przybiera formę strumienia świadomości, w którym rzeczywiste wydarzenia mieszają się ze znaną z wielkich dzieł fikcją literacką. Z pozoru jest niezwykle chaotyczna – skakanie z wątku na wątek i dygresyjny język wcale nie ułatwia lektury, wymaga od czytelnika ogromnego skupienia, uwagi i szacunku do słowa pisanego. W rzeczywistości bowiem jest to bardzo bogata opowieść, w której trudno mówić o chaosie, wystarczy jedynie dostrzec różne płaszczyzny interpretacyjne.

W jednym z poprzednich akapitów pisałam, że „Celownik” jest opowieścią, która nie trzyma w napięciu. A jednak po zakończeniu lektury poczułam ciężar ładunku emocjonalnego, jaki we mnie pozostawiła. Zakochałam się w języku Minevskiego, w jego nieoczywistych i metaforycznych słowach, w lirycznej prozie, z którą tak długo nie miałam do czynienia, że myślałam, iż docenienie jej będzie dla mnie czymś trudnym. Zaangażowałam się w nią nie tylko intelektualnie, ale też emocjonalnie, przez co ta proza żyje we mnie nadal. Do tej pory wracam do moich ulubionych cytatów, więc z tym, który najbardziej utkwił mi w pamięci, zostawię Was, by zachęcić do smakowania tej niezwykłej historii.

Zobacz – mówi – tu jest podkreślone prawie co drugie zdanie; mam wrażenie, że szukała siebie między słowami, wdychała wszystkie marginesy w tekście, żeby się tylko odnaleźć. I mimo wszystko może się nie odnalazła. Ja również mam wrażenie, że urodziłam się w jednej z tych książek, że się urodziłam między dwiema stronicami, a moim ciałem są słowa, a moją duszą – głosy; czasem się budzę z uczuciem, że skóra mi się układa w kropki i przecinki, a ciało mnie kłuje, jakby ktoś jeszcze pisał po mnie pawim piórem. Czasami nie wiem, czy urodziła mnie prawdziwa matka, czy książki, które kocham jak matkę (…)

 

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Biblioteka Słów.