Książki, Satyra

Przygody małej analfabetki o niezwykłych umiejętnościach

analfabetka

Jonasa Jonassona poznałam podczas lektury „Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął”. Pamiętam, jak wiele radości wywołała we mnie ta książka i jak często śmiałam się pod nosem, gdy czytałam ją w komunikacji miejskiej. Gdy przypadkiem natrafiłam na „Analfabetkę, która potrafiła liczyć”, musiałam ją kupić. Jak to jednak często bywa, bałam się, że druga książka autora nie wzbudzi we mnie podobnych emocji, co pierwsza. Chcecie się przekonać, jak było? Zapraszam do lektury poniższego tekstu. 🙂

Główną bohaterką książki jest tytułowa analfabetka – Nombeko Mayeki, która urodziła się w RPA w samym centrum apartheidu i zajmowała się czyszczeniem latryn, pomagając jednocześnie w „tym i owym” kierownikowi biura obsługi latryn. Gdy ten pewnego dnia zostaje zwolniony, na swoje stanowisko rekomenduje właśnie Nombeko. Dziewczynka sama nauczyła się liczyć i od tego czasu przeprowadzała w głowie coraz trudniejsze matematyczne działania. Umiała poradzić sobie ze wszystkim. Obronić się przed molestowaniem i zmusić niedoszłego nagabywacza do tego, by uczył ją czytać? Dla Nombeko nie było to nic trudnego. Jej życie nie było usłane różami, nawet wtedy, gdy udało się jej uciec z RPA, a jednak doprowadziło ją do spotkania z premierem i królem Szwecji. W międzyczasie miała stały kontakt z bombą atomową i człowiekiem, który nie istniał.

Brzmi abstrakcyjnie? To cały Jonasson. U niego zawsze możemy znaleźć lekcję historii z przymrużeniem oka, styl, którego nie da się podrobić i soczystą dawkę humoru. Tylko on potrafi skonstruować książkę w ten sposób, że nawet najbardziej nieprawdopodobny zbieg okoliczności wydaje się realny. Przyznacie, że gdyby ktoś poprosił Was o napisanie powieści o agentach Mossadu, czarnoskórej dziewczynce, bombie atomowej, gęsiach z dynastii Han i dwóch braciach, z których tylko jeden istnieje, wytrzeszczylibyście oczy i stwierdzili: „Nieeee, to zbyt abstrakcyjne”.

Dla Jonassona nie istnieje chyba wyrażenie „zbyt abstrakcyjny”. Historia Nombeko jest skonstruowana zgrabnie, logicznie i trudno jest się w niej zgubić. A że przy okazji jest nieprawdopodobna? Cóż, te wszystkie zwroty akcji, niemożliwe zdarzenia i zbiegi okoliczności tworzą spójną całość. I być może nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że nie tylko koń uśmiałby się podczas lektury. Absurd goni absurd, ale ta historia jest tak inteligentna, że czyta się ją z ogromną przyjemnością i bez poczucia bycia ogłupionym. Jonasson ma do tego talent.

„Analfabetka…” to z pewnością świetna pozycja dla tych, którym podobał się „Stulatek…”. Nie jest to może książka na miarę najbardziej znanej powieści Jonassona, ale spełnia swoje zadanie – bawi inteligentnym humorem, niezwykłymi zwrotami akcji i nieprawdopodobnymi zdarzeniami. Polecam tę książkę wszystkim, którzy lubią się śmiać i cenią sobie abstrakcyjne poczucie humoru. To świetna odskocznia od codzienności. A ile endorfin można wyprodukować podczas lektury! 🙂