Książki, Literatura faktu, Literatura historyczna

O wolności, która umarła i prawdzie, która została zanegowana

zbiegli naziści

Wstyd się przyznać, ale książkę, o której dziś będzie mowa, dostałam w prezencie od najlepszego mężczyzny pod słońcem na moje dwudzieste trzecie urodziny, czyli mniej więcej półtora roku temu. Od tego momentu czytałam ją raz na jakiś czas, ale nigdy nie mogłam skończyć. Nie, wcale nie dlatego, że w ogóle mnie nie ciekawiła. Wręcz przeciwnie – od kiedy tylko dowiedziałam się, że została wydana, chciałam ją mieć. Zaczęłam jednak pracę, potem drugą, broniłam pracę magisterską… Nie miałam wiele czasu dla siebie, ilość czytanych przeze mnie książek oscylowała w okolicy okrągłego zera. Wszystko zmieniło się, gdy zrezygnowałam z jednej pracy, dostałam etat i w końcu zaczęłam prowadzić bloga.

Uwielbiam typowo faktograficzne książki historyczne, a taką właśnie są „Zbiegli naziści”. Ich czytanie oczywiście musi potrwać, bo trudno jest w ciągu dwóch dni „przetrawić” wszystkie informacje w nich zawarte. Sama lektura jednak z mojej perspektywy jest bardzo interesująca, więc zazwyczaj staram się mieć pod ręką książkę o tematyce historycznej, by móc przeczytać chociaż dwadzieścia stron dziennie. „Zbiegli naziści” to lektura dość trudna, głównie ze względu na swój naukowy charakter. Od dużej ilości odnośników, cytatów, dat i nazwisk niejednemu czytelnikowi mogłoby się zakręcić w głowie. Czasem czuję się trochę szalona – moim hobby jest czytanie prac naukowych na temat nazistów. Chyba dopiero teraz potrafię się do tego przyznać otwarcie, a to i tak pewnie dlatego, że większość z Was po prostu mnie nie zna.

Przejdźmy jednak do konkretów, których w książce znajdziemy wyjątkowo dużo. Dowiadujemy się zatem, jak wyglądały trasy ucieczek i trasy przerzutowe nazistów, jaką rolę w ich ucieczkach odegrał Międzynarodowy Czerwony Krzyż, Watykan i amerykańskie służby wywiadowcze, a wreszcie dlaczego to Argentyna była najczęstszym kierunkiem wyjazdów zbrodniarzy. Poznajemy przykłady konkretnych nazistów i ich powiązania z każdym z poruszonych w książce tematów. To, co najbardziej mi się podobało to fakt, że autor nie ograniczył się do powszechnie znanych przykładów, takich jak Adolf Eichmann, Josef Mengele, Erich Priebke czy Klauss Barbie. Dzięki temu całość czytało mi się o wiele lepiej, bo co i rusz dowiadywałam się czegoś nowego. Szczególnie zainteresowała mnie kwestia Argentyny jako najczęstszego kierunku ucieczek nazistów. Autor „Zbiegłych nazistów” zaspokoił w tym względzie moją ciekawość, zarysowując tło historyczne i społeczne tego kraju w latach powojennych.

Rola i wkład Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Kościoła Katolickiego oraz służb wywiadowczych Stanów Zjednoczonych poddane zostały przez autora głębokiej analizie. Steinacher pokazuje, że w wielu wypadkach antykomunizm traktowany był jako usprawiedliwienie dla pomocy udzielanej zbrodniarzom – ich wiedza i umiejętności były wykorzystywane przez aliantów w czasie zimnej wojny. Podobnie traktowali to przedstawiciele Kościoła – nienawiść do komunistów była dla nich dostatecznym powodem, by angażować się w pomoc nazistom. Wokół tych założeń skonstruowana jest cała książka i to właśnie tę postawę autor krytykuje najbardziej. Nieźle obrywa się też Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi, który był w pierwszych latach powojennych odpowiedzialny za wydawanie dokumentów podróżnych osobom, które chciały wyemigrować z Europy, a ich przynależność państwowa nie była uregulowana.

Dowiadujemy się również sporo na temat tego, jak wyglądała wzajemna współpraca nazistów. Choć oczywiście ODESSA, czyli Organizacja Byłych Członków SS nigdy nie istniała, zbrodniarze pomagali sobie w wielu sytuacjach – począwszy od ucieczek z obozów, gdzie byli internowani, przez nawiązanie kontaktów z osobami, które mogły umożliwić im wyjazd z Europy, aż po współpracę w miejscu, do którego wyemigrowali. Autor bardzo trafnie spostrzega też, że ODESSA była niezwykle wygodnym tworem dla Szymona Wiesenthala w kontekście jego walki o sprawiedliwość – ułatwiała mu nagłaśnianie spraw uciekinierów, którymi się zajmował.

Na pewno nie jest to lektura dla każdego, ale jeśli ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, lubi solidną, naukową literaturę historyczną, to myślę, że jest to pozycja warta przeczytania. Zabrakło mi trochę rozwinięcia niektórych wątków, zwłaszcza dotyczących poszczególnych zbrodniarzy, bo często historie się urywały, a ja miałam poczucie, że nie zostały zakończone.

Ja zaś na koniec chciałam zapytać Was, jakie książki historyczne polecacie, ale przypomniałam sobie, że mam całkiem spory zapas tego typu literatury, więc zapytam inaczej – czy w ogóle lubicie czytać o historii? A jeśli tak, to co interesuje Was najbardziej? Dajcie znać w komentarzach i do następnego postu! 🙂