„Szczygieł” to powieść, o której słyszałam już tak wiele, że gdy tylko nadarzyła się okazja, by wreszcie ją przeczytać (przed ostatnim wznowieniem była praktycznie niedostępna), bez wahania po nią sięgnęłam. I chyba moje oczekiwania wobec tej historii były zbyt duże, ale o tym za chwilę.
Tajemnica z czasów wojennych
Dzięki uprzejmości Martyny z bloga Kryminał na talerzu, miałam ostatnio okazję oderwać się na chwilę od książek zagranicznych autorów i sięgnąć po polski kryminał. Z tym gatunkiem w wykonaniu polskich autorów mam często problem, a gdy jest to w dodatku debiut, strach jest podwójny. „Pchła” Anny Potyry jest właśnie debiutem, ale jeśli mam być szczera, w życiu nie przeszłoby mi to przez myśl, gdybym miała o tym wnioskować na podstawie lektury.
[PRZEDPREMIEROWO] „Gałęziste” Artura Urbanowicza (wydanie drugie)
Po „Gałęziste” sięgnęłam po raz pierwszy nieco ponad dwa lata temu i był to dla mnie początek literackiej przygody związanej z Arturem Urbanowiczem, którego nazwisko w tym momencie jest już dobrze znane fanom literatury grozy w naszym kraju. Cieszę się, że Artur trafił pod skrzydła Wydawnictwa Vesper, bo dzięki temu w ręce czytelników już wkrótce trafi drugie wydanie jego debiutanckiej powieści. Tym bardziej zatem cieszę się, że będę mogła opowiedzieć Wam o nim kilka słów jeszcze przed premierą – a moją opinię o pierwotnym wydaniu znajdziecie tu.
Nostalgiczna historia samotności z wyboru
Dominikę Kluźniak kojarzy pewnie każdy z nas – z telewizji, teatru lub dubbingu. „Miejsce” to jej debiut powieściowy i choć zazwyczaj w takich sytuacjach jestem dość ostrożna, tym razem okazało się, że nie musiałam.
[PREMIERA] „Chciałbym, żeby dzisiaj coś się wydarzyło” Tomasza Nalewajka
“Chciałbym, żeby dzisiaj coś się wydarzyło” to literacki debiut Tomasza Nalewajka – psychologa i psychoterapeuty w trakcie czteroletniego szkolenia w nurcie integracyjnym. To historia autobiograficzna, porusza więc dwa razy bardziej. Autor porusza w niej trudne tematy, związane z syndromem DDA, uzależnieniami, terapią i trudnymi relacjami.
Naga prawda o „amerykańskim śnie”
Gdy myślę o „amerykańskim śnie”, wyobrażam sobie ogromne wille z prywatnymi plażami i mieszkających w tych willach ludzi, którzy większość swojego życia spędzają na martwieniu się o to, by nikt obcy nie zakłócił im spokoju. Te domy to swego rodzaju więzienia, które jedynie z zewnątrz wydają się perfekcyjnie piękne. Gdy spróbuje się wejść do środka okazuje się, że tak naprawdę jest to środek swoistego piekiełka.
„To miała być historia drogi, a wydarzyło się dużo więcej”
Po raz pierwszy sięgnęłam po tę książkę kilka lat temu – byłam wtedy (chyba) na drugim roku studiów i miałam słabość do rzeczy infantylnie pięknych. I chyba dlatego zakochałam się wtedy w „Zrób mi jakąś krzywdę” i po kilku latach przeczytałam wszystkie książki Żulczyka. I myślę sobie, że gdybym nie sięgnęła kiedyś po tę książkę, nie byłabym teraz tym, kim jestem. Nie potrafię pisać o niej z zachowaniem choćby minimalnego obiektywizmu przez wzgląd na sentyment, którym ją darzę.