Dwór cierni i róż, Fantastyka, Książki

Dwór cierni i róż #1

dwór cierni i róż

„Dwór cierni i róż” atakował mnie z każdego możliwego zakamarka, zwłaszcza na Instagramie. Długo wahałam się przed zakupem tej pozycji, a kiedy już podjęłam decyzję uznałam, że byłaby to świetna okazja, by po raz pierwszy przeczytać jakąś książkę w oryginalnej wersji językowej. Powieść Maas długo czekała na półce na swoją kolej, bo ciągle odczuwałam pewną obawę przed tym, czy uda mi się ją w ogóle przeczytać i ile z tego czytania zrozumiem.

Tak sobie teraz myślę, że dużą część nazw własnych, które zostały użyte w książce, znam tylko z oryginału i nie wiem, jak zostały przetłumaczone. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, że używam czasem angielskich słów – nie wynika to z mojej pseudoelokwencji, a jedynie z faktu, że chciałabym opisać „Dwór cierni i róż” rzetelnie

Książka opowiada historię Feyre – młodej dziewczyny, której rodzina wpadła w kłopoty finansowe. Z tego powodu nastolatka została łowczynią – od niej zależy to, czy ojciec i siostry będą miały co jeść. Feyre mieszka w krainie ludzi, oddzielonej od Prythianu – krainy magicznych stworzeń (faeries), murem. Z obawy przed możliwością spotkania faerie w lesie, dziewczyna zawsze ma ze sobą strzałę zakończoną żelaznym grotem – podobno tylko żelazo jest w stanie zabić stworzenia z tego gatunku. Legendy głoszą, że są to niezwykle okrutne bestie, które czerpią przyjemność z mordowania ludzi.

Feyre podczas polowania spotyka ogromnych rozmiarów wilka – bierze go za faerie i po chwili wahania zabija. Wydawać by się mogło, że nie poniesie z tego tytułu żadnych konsekwencji. Nic bardziej mylnego. Pewnego dnia przybywa po nią Tamlin – Lord Dworu Wiosny, który oznajmia, że zgodnie z zapisem traktatu, podpisanego przez mieszkańców obu stron muru po zakończeniu wielkiej wojny, za zabicie faerie grozi dziewczynie kara. Ma wybór – Tamlin może zabić ją na miejscu albo zabrać do swojego Dworu, by tam przeżyła resztę swoich dni. Feyre decyduje się zostawić swoją rodzinę i wyruszyć do nieznanej krainy.

Feyre… a może Bella?

Gdy na samym początku mówiłam, że mur i siedem dworów wywołuje u mnie niekontrolowane skojarzenie z „Pieśnią lodu i ognia” George’a R.R. Martina, wiele osób mówiło mi, że przesadzam i wyolbrzymiam. Z perspektywy czasu i przeczytanych stron skłonna jestem stwierdzić, że to ja miałam rację.

I to już nie chodzi nawet o to, że „Dwór cierni i róż” to taka fantastyczna wersja Pięknej i Bestii, w której Feyre odgrywa rolę Belli, a jej zadaniem jest odczarowanie Tamlina. Pal sześć, że jest to tak oklepany motyw, że nie chce się już czytać kolejny raz powieści nim inspirowanej. Maas postanowiła pójść dalej w swojej „inspiracji” (widocznie imię Bella bardzo jej się podoba) i zakończenie postanowiła ściągnąć z innej niezwykle popularnej serii – „Zmierzchu”. Z której dokładnie części – nie zdradzę tej informacji, nie chcę psuć zabawy osobom, które lekturę „Dworu…” wciąż mają w planach.

Może jestem przewrażliwiona (choć pierwsza połowa książki naprawdę mi się podobała), ale trudno mi było dostrzec w tej powieści coś oryginalnego. Z pewnością nie tego spodziewałam się po książce, która była od początku do końca wychwalana w każdym możliwym miejscu.

Skoro już jesteśmy przy pochwałach, muszę się podzielić jeszcze jednym spostrzeżeniem. Wielokrotnie słyszałam opinie, że zakończenia książek Maas sprawiają, że człowiek od razu musi sięgnąć po kolejny tom. I szczerze? Mnie zakończenie „Dworu cierni i róż” w ogóle nie zachęciło do lektury kolejnej części. Ba! Moim skromnym zdaniem autorka mogła zakończyć tę historię po pierwszym tomie i nie cierpiałabym z tego powodu.

Gdy irytacja sięga zenitu…

Nikomu pewnie nie zdradzę zbyt wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że Feyre i rzeczony Rhysand mają zostać parą. Szczerze? Nie wiem, jakim cudem. Wydarzenia z pierwszego tomu mogłyby wskazywać jedynie na to, że Feyre zostanie do tego zmuszona, ale jak mniemam zakocha się w skrzydlatym High Fae bez pamięci. Dlaczego? Nie wiem. I chyba boję się dowiedzieć. Podobnie jak boję się tego, że drugi tom pełen będzie rozważań głównej bohaterki. Feyre jest osobą, która musi być mądrzejsza od wszystkich. Tamlin mówi jej, żeby nie robiła czegoś dla własnego dobra? Feyre i tak to zrobi. Opisy jej myśli wywoływały we mnie negatywne emocje, bo nie chciało mi się wierzyć, że tak głupia osoba może się uważać za tak mądrą.

Bohaterowie powieści generalnie nie zrobili na mnie dobrego wrażenie. Nie jestem w stanie wskazać Wam osoby, którą polubiłam najbardziej albo która była najlepiej skonstruowana, bo dla mnie nie było w tej książce takiego bohatera. Wszyscy byli tak samo mdli.

Sam pomysł na fabułę początkowo wydawał mi się całkiem interesujący i gdyby nie zakończenie, byłabym pewnie zadowolona z tej książki. Mam nadzieję, że drugi tom będzie lepszy, bo jeśli nie, to chyba nie dane mi będzie przeczytać wszystkich trzech tomów. 🙂

PS. Lektura po angielsku nie była wcale taka straszna. Początkowo bardzo chciałam rozumieć każde słowo i weryfikowałam każde zdanie ze słownikiem. W takim tempie czytałabym „Dwór cierni i róż” dwa lata, więc ostatecznie porzuciłam słownik i czytałam tę powieść tak, jak każdą inną – w autobusie, w tramwaju, w poczekalni i w domu. Lektura zajęła mi o wiele więcej czasu niż w przypadku polskojęzycznych książek, ale i tak jestem z siebie bardzo dumna.