Książki, Literatura piękna

„Całe życie” – wzruszająca opowieść z pięknym przesłaniem

całe życie

Pamiętam uczucia, które towarzyszyły mojemu oczekiwaniu na przesyłkę zawierającą „Całe życie” Roberta Seethalera. Moja ekscytacja związana była nie tylko z chęcią trzymania w rękach pierwszego przedpremierowego egzemplarza recenzenckiego. Spodziewałam się gdzieś w duchu, że będzie to książka niezwykła, którą zapamiętam na długo i przy której wzruszę się co najmniej kilka razy. Nie wiedziałam do końca, czego mam oczekiwać, dlatego oczekiwaniu towarzyszyły głównie niejasne myśli. Nie spodziewałam się niczego konkretnego.

Główny (i tak właściwie jeden z nielicznych) bohater „Całego życia” to Andreas Egger. Tytuł jest wskazówką co do treści – książka jest opowieścią o życiu Eggera od dzieciństwa aż do śmierci. Los go nie oszczędzał. Dość wcześnie stracił matkę, a wuj, który zajął się jego wychowaniem, preferował agresywne metody wychowawcze, co w końcu doprowadziło do kalectwa Andreasa. Wyrósł jednak na silnego i pracowitego mężczyznę, choć jego dalsze życie pełne było zakrętów, tragedii i niepowodzeń, które pewnie byłyby w stanie ugiąć wielu ludzi. On jednak nigdy się nie poddał.

Egger był prostym człowiekiem, którego cechowała jednak ogromna życiowa mądrość. Współcześni ludzie, spędzając każdy dzień w biegu, często nie zauważają tego, co dzieje się dookoła, przez co wydaje im się, że są jedynymi wyjątkowymi osobami. Psychologia zna wiele takich błędów poznawczych, przez które nieracjonalnie postrzegamy rzeczywistość – wydaje nam się, że nasze życie intelektualne jest bogatsze, że posiadamy głębszą wiedzę na temat innych, że jesteśmy ponadprzeciętni. „Całe życie” pokazuje, jak wielką jest to iluzją. Andreas jest człowiekiem, którego życie nie oszczędza. Jednak bez względu na to, co go spotyka, przyjmuje to ze stoickim spokojem. Konieczność służby w armii niemieckiej, niewola radziecka, zmiany cywilizacyjne – to tylko niektóre zdarzenia, z którymi nasz bohater musi się zmierzyć.

„Całe życie” ma niecałe dwieście stron, a na jego kartach Eggera spotyka tak wiele. Aż trudno nie zastanowić się, jak sami reagowalibyśmy na to wszystko, co on przyjmował bez narzekania albo jak poradzilibyśmy sobie z samotnością. Andreas miał swój pomysł na życie – chciał przeżyć je prosto i mądrze. Dlatego właśnie tak niewielu słów potrzeba do opisania jego historii. Do szczęścia wystarczył mu kontakt z naturą i choć w głębi serca zastanawiał się, jakby to było, gdyby miał szansę doświadczyć różnych rzeczy, nie rozpaczał z powodu tego, że nigdy nie było mu to dane.

Prawdą jest, że opowieść o Andreasie Eggerze jest minimalistyczna. To chyba najbardziej minimalistyczna książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Natura jest w niej surowa i prosta, ale mimo oszczędnych słów – piękna. „Całe życie” pokazuje nam, że czasem warto na chwilę się zatrzymać i zmienić narrację naszej egzystencji na niespieszną, że warto czasem wyłączyć myślenie, usiąść na ławce i patrząc w niebo, przebywać tylko ze sobą. Bo jak się okazuje, bycie samemu nie zawsze jest równoznaczne z samotnością.

„Całe życie” wzbudziło we mnie ogromne emocje i wzruszyła mnie do głębi. Z pewnością nie zapomnę o tej cudownej opowieści przez długi czas i wrócę do niej, gdy będę chciała uciec od pędzącego na złamanie karku świata i delektować się przebywaniem z samą sobą. I Wam ją polecam, drodzy Czytelnicy, na takie właśnie okazje. Warto czasem przystanąć na chwilę i zagłębić się w taką historię, jak opowieść o Andreasie Eggerze – spokojną i prostolinijną, która jednak wzbudza gwałtowne emocje, pozostawia po sobie kołaczące się w głowie myśli i skłania do rozmyślań.

 

Premiera już 24 maja.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.