Miesiąc: luty 2017

Książki, Sensacja

Najlepsza książka w życiu Ronalda Reagana

Polowanie na Czerwony Październik

„Polowanie na Czerwony Październik” to jedna z wielu książek, które moja mama kupiła po 1989 roku. Po upadku muru berlińskiego, czyli w latach dziewięćdziesiątych, tego typu książki wydawane były w naszym kraju w ogromnym nakładzie. Co roku ukazywało się co najmniej kilka dzieł danego autora, dopiero co przetłumaczonych na język polski. Wynikiem tego wydawniczego fenomenu są dwie półki w moim rodzinnym domu, zapełnione tak ciasno ustawionymi obok siebie książkami, że potrzeba ogromnej determinacji, by wyciągnąć z tej mozolnej układanki wybraną przez siebie pozycję.

Już ponad miesiąc temu zabrałam z domu „Polowanie na Czerwony Październik”. Nigdy wcześniej nie czytałam książek Toma Clancy’ego, ale na promocji udało mi się kupić jedną z nowszych (jak mi się wówczas wydawało) powieści. Postanowiłam jednak, że przeczytam ją dopiero, gdy zapoznam się z najbardziej znaną książką autora. Żeby było zabawniej, okazało się, że nazwisko Clancy’ego na okładce zakupionej przeze mnie książki pełni funkcję jedynie promocyjną. Mleko się jednak rozlało, powieść spoczęła na półce, a ja zabrałam się do lektury przygód Jacka Ryana i kapitana Ramiusa.

Kryminał, Książki

Nie bój się, opowiedz mi o swoim bólu

nie bój się

Tradycji stało się zadość. Sięgając po pierwszą w swoim życiu książkę Lisy Gardner, wybrałam tę, której opis wydał mi się najbardziej ciekawy. Czy dziwi mnie to, że okazała się ostatnim póki co tytułem z serii o detektyw D.D. Warren, który ukazał się w Polsce? Na pewno mniej niż fakt, że autorka naprawdę mrocznych thrillerów, w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku pisywała niezbyt poczytne romanse pod pseudonimem Alicia Scott.

Na szczęście „Nie bój się” romansem nie jest, bo istniałoby spore prawdopodobieństwo, że ucięłabym sobie przy nim drzemkę (jak przy większości współczesnych książek tego typu). Ale ponieważ uwielbiam kryminały, sensacje i thrillery, to ochoczo zabrałam się do czytania. Początkowo byłam przerażona i wszystkim dookoła opowiadałam o tym, jak straszną książkę czytam. Cóż, gdy czytałam „Pierwszy śnieg” Jo Nesbø, też niesamowicie się bałam. Głównie dlatego, że taka już jestem i potrafię bać się każdej, nawet najgłupszej rzeczy. Oczywiście po kilkudziesięciu stronach przyzwyczaiłam się i strach minął. Z „Nie bój się” było podobnie.

Rozważania

Mam bzika na punkcie posiadania książek

mam bzika

Zacznijmy od tego, że dzieciństwo miałam przednie. Wychowałam się w domu, w którym książki były traktowane jak najcenniejszy skarb. Już jako mały szkrab posiadałam solidną biblioteczkę książeczek dla dzieci. Czasem bawiłam się lalkami czy oglądałam bajki na VHS, ale największą rozrywką było dla mnie, gdy babcia, siedząc w fotelu, czytała mi kolejną książkę. Zanim poszłam do szkoły, bardzo chciałam nauczyć się czytać sama, a że byłam zacięta i ambitna, to poszło mi całkiem sprawnie.

Książki

Siedem najważniejszych książek w moim życiu

najważniejsze książki

Miesiąc temu wpadłam na genialny pomysł – wybiorę najważniejsze książki, jakie kiedykolwiek czytałam i o nich napiszę. Wymyśliłam sobie okrągłą liczbę dziesięciu takich książek i zabrałam się do notowania. Zapisałam siedem tytułów i nagle w mojej głowie zmaterializowała się sporych rozmiarów czarna dziura. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie żadnego innego tytułu, który byłabym w stanie nazwać „jednym z najważniejszych”. Pomyślałam – trudno, dam sobie trochę czasu. Minął miesiąc, a moja lista ważnych książek nadal była tych samych rozmiarów. Doszłam do wniosku, że jest to znak od losu, bym napisała o tych siedmiu tytułach, które przyszły mi do głowy jako pierwsze.

Ken Follett, Książki, Sensacja

Szkocka zamieć, groźba epidemii i całkiem zabawni terroryści

zamieć

Gdy byłam mała, jak każde dziecko chciałam być dorosła, jednak nie po to, by zarabiać pieniądze na słodycze, nie musieć chodzić spać po wieczorynce i nie słuchać się rodziców. Moja fascynacja dorosłością była związana z biblioteką mojej mamy, pełną książek Ludluma, Forsytha, Higginsa, Folletta i Forbesa. Gdy byłam starsza, zapomniałam kompletnie o moich dziecięcych czytelniczych marzeniach, skupiona na przygotowaniach do matury.

Matura nadeszła, a ja musiałam czymś zająć głowę, by nie spędzać czasu na nauce, która i tak wówczas nie miałaby już sensu. Pamiętam, że zaczytywałam się wówczas „Aktami Odessy” Forsytha – swoją drogą książką dla mnie osobiście wyjątkową, o czym napiszę innym razem. Ken Follett zainteresował mnie jednak dosyć późno, pewnie dlatego, że mało zdyscyplinowana ze mnie czytelniczka. Zwykłam skakać z kwiatka na kwiatek – tu przeczytam kryminał, tam książkę Jane Austen, a w międzyczasie sięgnę po jakąś pracę historyczną.

Książki, Powieść przygodowa

Robert Langdon #3 – „Zaginiony symbol”

Zaginiony symbol

Książki Dana Browna utwierdzają mnie w przekonaniu, że jestem czytelnikiem zbuntowanym. Nie przeczytałam jeszcze pierwszej części cyklu z Robertem Langdonem w roli głównej, a już mogę się pochwalić przeczytaniem czwartej i trzeciej części (oczywiście w kolejności, którą przytoczyłam). To chyba moje przyzwyczajenie z dzieciństwa – moją ulubioną przygodową serię autorstwa Zbigniewa Nienackiego zawsze czytałam w kolejności własnej, za każdym razem innej.

A skoro już o „Panu Samochodziku” mowa, w dzieciństwie byłam zafascynowana jego przygodami. Gwarantowały one mnóstwo śmiechu i ciekawostek, które później weryfikowałam z encyklopedią w dłoni.  Większość takich przygodowo-sensacyjnych powieści ma podobny schemat – główny bohater jest mężczyzną o wysokiej inteligencji, w każdej powieści kręci się wokół niego kobieta (wokół Pana Samochodzika zazwyczaj kręciło się nawet kilka), a pościgi, zagadki i niespodziewane zwroty akcji są bardzo mile widziane – im więcej, tym lepiej.